Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 czerwca 2016

Rozdział 38

Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie milcząc.Zmienił się.Na twarzy coraz widoczniejsze ślady minionych lat,ale oczy...oczy wciąż te same,chodź w innej,delikatnie pomarszczonej  oprawie.

Robert:
Gdy ją ujrzałem, początkowo wydawało mi się,że śnię na jawie.A jeszcze przed chwilą wszystko wydawało się realne.Jednak teraz, gdy ją widzę, wszystko w okół zdaje wrażenie zaczarowanego,wręcz nierealnego.
W tym własnie momencie obiecałem sobie w duchu ,że zrobię wszystko,aby znów mi się nie wymknęła,abym ponownie na tak długi czas nie stracił jej ze swojego życia.To zbyt mocno bolało.A ja chciałem od życia tylko jednego-mieć ją na co dzień,przyglądać się jej kobiecym gestom,widzieć jak w ten swój specyficzny sposób odgarnia kosmyki włosów z twarzy,jak wstaje rano nie umalowana,chodź pełna świeżości i wdzięku i jak chce wszystko i wszystkich ratować, nie zważając przy tym na siebie.
A teraz stałem i wpatrywałem się w nią, taką inną,odmienioną z lekkim grymasem bólu na twarzy.Ale nie był on widoczny tylko na niej.Że cierpi świadczył też kolor jej odzienia-czarny.Zwykle ubrana  świeżo,na kolorowo ,teraz przemieniona w czarną damę.Lecz nawet mimo tego była piękna,delikatnie umalowana,podkreślone oczy,policzki ,rozpuszczone ,długie włosy.Gdy stałem z nią tak twarzą w twarz ,w głowie miałem totalną pustkę,a ile to ja razy myslałem co bym jej powiedział,tyle tego było, a teraz? teraz nic, czarna dziura.
-Witaj-wydukałem spoglądając w jej świetlistą twarz
-Cześć,Robert -odparła nie zwlekając
-Słodkie wino na gorzkie dni,jak to zwykle powiadałaś?-spojrzałem wymownie na butelkę którą trzymała w dłoniach..Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie tych słów.
-Dokładnie.Chodź wolałabym nie musieć go pić-spuściła delikatnie głowę
-W takim razie odstaw je ,zapraszam na kawę z bitą śmietaną i syropem malinowym,taka jaką lubisz,to znaczy lubiłaś...
-Właśnie,lubiłam.Teraz wszystko się zmieniło.Nawet to.-odparła stanowczo.Zazwyczaj była krucha i delikatna,lecz gdy przybierała taki ton, od razu czuło się, że coś jest nie tak.
-Tylko nie mów,że polubiłaś pić czarnego szatana
-Aż tak daleko nie zabrnęłam.Ale małą ,czarną z mlekiem jestem już w stanie przełknąć.-pamiętam,jak nienawidziła kawy.A jedyną,jaką tolerowała,była ta z minimalną ilością rozpuszczalnej kawy ,mnóstwem bitej śmietany i słodkiego,owocowego syropu.Zawsze ganiła chłopaków z reprezentacji,że piją tak wiele,mocnych kaw.Ona siły do życia nie pobierała z kofeiny, a ze śpiewu ptaków,lekkiego zefirku, uśmiechu człowieka,któremu w jakiś sposób pomogła.
-Zresztą...późno już,powinnam wracać,a nie stać na środku sklepu,który za chwilę będzie zamykany,by prowadzić do niczego nie prowadzącą konwersację na temat moich upodobań co do wszelakich trunków.Miło było Cię znów zobaczyć,tymczasem, żegnaj.
Odparłam stanowczym tonem,który wznieciłam w sobie ,sama nie wiem jakim cudem.Bo szczerze mówiąc,to kompletnie nie to chciałam mu w tej chwili powiedzieć, nie to uczynić, jednak z drugiej strony pamiętałam...o tym dniu,dniu mojego wyjazdu,kiedy to nie przyjechał na lotnisko, nie zatrzymał mnie.W końcu gdyby mu zależało z całą pewnością by się tam pojawił.W tej chwili walczyły ze sobą moje dwa wewnętrzne demony, jeden podpowiadał ,bym wtuliła się w jego ramiona i została tam na całe wieku.Drugi zaś przypominał o tym,co stało się ponad dwa lata temu.I to on właśnie wygrał.Wtedy własnie pewnym siebie krokiem,zaczęłam podążać w stronę wyjścia.
-Nigdy nie mów żegnaj.To odbiera nadzieję na ponowne spotkanie...
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.Były takie znajome.Ustałam jak wryta w drzwiach wejściowych.Bębniły mi w uszach jak szalone,a przed oczami ukazał się obraz...obraz sali, w dzień sylwestra,kiedy to Robert żegnał się ze mną tuż po północy.
Lecz tym razem nie odpowiedziałam.Nie tak, jak tamtej magicznej nocy,która już na zawsze odmieniła moje życie.Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam się kierować, ku wyjściu z galerii.

23:55
-Kurde,Magda, gdzieś ty była,co? Martwiłem się! Nie odbierałaś! Miałaś iść tylko po wino!!-wykrzykiwał od samych drzwi wejściowych Marcin.-Ty jesteś pijana?No pięknie!Coś mogło ci się stać! dlaczego nie wzięłaś ze sobą telefonu?- tak, zgadza się,byłam pijana.Tuż po feralnym spotkaniu z Robertem postanowiłam opróżnić butelkę taniego wina,kupionego za drobne znalezione w kieszeni płaszcza.
-Marcinku,Marcinku...nie można być całe życie poprawnym.Ja zawsze byłam.I co mi z tego? Wylądowałam,jak wylądowałam!! Uszczęśliwiałam wszystkich w okół,kiedy sama cierpiałam katusze...koniec z tym!-odparłam pijackim akcentem,zdejmując w międzyczasie buty.
-Właśnie dlatego,takich rzeczy sie po tobie nie spodziewałem.I nie wierzę,że z dnia na dzień wstąpiła w ciebie tak radykalna zmiana...po prostu jesteś schlana .Chodź,zaprowadzę cię do łóżka-powiedział,biorąc mnie pod ramię
-Do łóżka? Jakiego łóżka? -bąknęłam pod nosem,chwiejąc się jak boja na wodzie
-Do tego,w którym będziesz dziś spała...-oznajmił,odprowadzając mnie do pokoju gościnnego,gdzie po kilku chwilach zasnęłam,jak niemowle.

Następny dzień, dziewiąta rano.
-Dźwięki telefonu -
-Co do jasnej anielki? -wybąkałam z niezadowoleniem,słysząc dźwięk swojej komórki.Pulsujący ból głowy z ledwością pozwolił mi na wyciągnięcie ręki w stronę stojącej tuż obok maleńkiej szafeczki nocnej,gdzie leżał mój smartfon.Ujęłam go w dłoń, nieśpiesznie odbierając.
-Haaalooo-jęknęłam przeciągle
-Halo? Dzień dobry? Słyszy mnie Pani? Dzwonię z Banku WWK. Czy dodzwoniłem się do Pani Magdaleny ,właścicielki kredytu numer 5583?- zalał mnie potok słów młodego konsultanta.Na dźwięk słowa kredyt, wstałam ,biorąc się lekko w garść.
-Tak,tak...zgadza się.Coś się stało? -zapytałam niepewnie. Kurde, kompletnie wypadło mi z głowy,że nadal ciąży na mnie ponad milionowy kredyt,który zaciągnęłam ,by ratować sytuację reprezentacji. To dlatego,że do tej pory wszystkie raty PZPN spłacał regularnie, mnie to tak jakby nie dotyczyło.
-Owszem ,Proszę Pani.Wpierw jednak pragnę poinformować,że w trosce o bezpieczeństwo naszych klientów ,rozmowa jest...
-Tak,wiem..jest nagrywana.Proszę przejść do rzeczy.Nie mam całego dnia.-rozmowy z przedstawicielami bankowymi są takie flustrujące ,westchnęłam.
-No dobrze.A więc dzwonię w sprawie ostatnich pięciu zaległych wpłat na kwotę 50 tysięcy złotych.Bank nie może dłużej zwlekać i musi podjąć pewne kroki.Jeśli w ciągu dwóch dni, nie otrzymamy przelewu , zaczną rosnąć odsetki,a następnie dojdzie do ingerencji komorniczej na Pańskie konto.Proszę jak najszybciej uregulować płatności.
-Zaraz,ale jak to? Wpłaty nie były dokonywane? Przez niemal pół roku?-niemal krzyknęłam,oburzona
-Owszem,wysyłaliśmy wezwania do wpłaty na podany adres, brak było jednak jakiegokolwiek odzewu- no tak,nie podałam przecież swojego adresu,lecz ten należący do PZPN-u .W końcu to oni mieli wszystko załatwiać.Ale dlaczego nie regulowali rat? Zobowiązali się do tego.Przecież ja mam ich udziały!
-Proszę Pana,obiecuję ,że jeszcze dziś wszystko zostanie zapłacone.Przepraszam bardzo,musiała zajść pomyłka.
-Dobrze,liczymy na to.Do widzenia.-Nie odpowiedziałam,tylko jak najszybciej się rozłączyłam,umyłam ,ubrałam i wsiadłam w auto,nie zamieniając ani słowa z dopytującym się mnie o co chodzi,Marcinem .Musiałam natychmiast pojechać do siedziby PZPN-u, by porozmawiać ze Zbigniewem Bońkiem.
Coś musiało się stać, coś złego...





Powrót, po latach.

Witajcie,kochani

Nie było mnie tu naprawdę bardzo długo.
Nie mniej jednak moja miłość do pisania przez ten czas ani odrobinkę nie osłabła.A wręcz przeciwnie.Naładowałam akumulatorki i oto jestem!
Dlatego z ogromną radością pragnę Was poinformować, że opowiadanie o Madzi powraca.
Mam nadzieję,że będziecie śledzić dalsze losy bohaterki .







Buziaczki,niebawem kolejny rozdział.

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 37

Byłam szczęśliwa,naprawdę byłam mega szczęśliwa.Miałam wspaniałego męża,ogromny luksusowy dom i dużego psa .Każdy kolejny dzień niósł za sobą coś nowego,nieoczekiwanego.Chciałam,by to trwalo wieznie.Niestety -chcieć to nie wszystko.
Była niedziela,siedziałam w salonie czytając kolejną książkę Catherine McKenzie.W pewnym momecie z góry ,po schodach zbiegł Bradley w swoim szarym dresie i sportowych butach.Podszedł do mnie i ucałował w czubek głowy ,po czym rozciągają się w przezabawny dla mnie sposób,oznajmił ,że idzie pobiegać
-Dobrze kochanie,ale wróć niedługo
-A może byś pobiegła ze mną?
-Nie,nie mam dziś ochoty na bieganie,przeczytam książkę i zrobię nam coś smacznego do jedzenia
-No dobrze,jak wolisz..kocham Cię
-Ja Ciebie też.Uważaj na siebie-powiedziałam po czym wróciłam do lektury.Nie wiedząc, że to ostatnie słowa z moich ust,które będą mu dane usłyszeć.Mijały godziny a Bradleya wciąż nie było .Przygotowując obiad ,rozmyślałam gdzie może być.W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi,odłożyłam w pośpiechu swój fartuszek i otworzyłam ,na wprost mnie stali dwaj funkcjonariusze policji
-Pani Magdalena ?
-Tak,w czym mogę pomóc? Sąsiedzi już tak intensywnie nie imprezują.Ale to miłe,że kontrolujecie okolicę.-wtedy mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco i odparli:
-Niestety Pani Magdaleno,nie chodzi o to.Musimy porozmawiać,możemy wejść?
-Tak proszę-udaliśmy się do salonu
-Proszę usiąść-powiedział tak stanowczo,że nie śmiałam odmówić
-Pani chłopak...-wziął głęboki wdech-Pani chłopak nie żyje- te słowa odczułam na sobie tak,jakby ktoś założył mi metalowy gar na głowę i walił w niego młotkiem
-Słucham?
-Miał wypadek,był w stroju sportowym, więc podejrzewamy,że biegał..niestety wybiegł na ulicę gdzie potrąciła go furgonetka przewożąca kwiaty,przykro nam.-Siedziałam na kanapie bez ruchu,tracąc -sekunda po sekundzie, sens życia.Z tą jedną chwilą świat się dla mnie zawalił...

Dni do pogrzebu mijały błyskawicznie.Przez ten cały czas wyobrażałam sobie swoje dalsze życie.Jak będzie wyglądało? Jak będę żyć,bez naszych wspólnych ,uskrzydlających rozmów,wypadów za miasto?To było nie do zniesienia, zamknęłam się w sobie jak hermetyczne opakowanie,nie dopuszczając żadnych słów pocieszenia.W dniu pogrzebu wypłakałam chyba wszystkie łzy,nie miałam sił na nic.Od Jego śmierci nie potrafiłam zająć się sama sobą,co sprawiło,że podjęłam decyzje ,by opuścić nasz dom i  wyjechać, jak najdalej.Najlepszym rozwiązaniem była oczywiście Polska,mój kraj.I tak właśnie zrobiłam,zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałam do kraju, do domu rodziców ,którzy byli wstrząśnięci całą tą sytuacją,jednak pocieszali mnie jak mogli,chodź i tak od tej feralnej niedzieli nie uśmiechnęłam sie ani razu
-Córeczko,co teraz,co chcesz zrobić?
-Mamo,nie pytaj mnie o to,na razie pozwól ,że u Was odpocznę
-Ale kochanie możesz zostać tu ile tylko zapragniesz-pogłaskała mnie po głowie,jak wtedy gdy byłam małą dziewczynką i tak się właśnie poczułam
-Chcę jutro pojechać do Warszawy
-Po co?To nie za wcześnie?
-Chcę zobaczyć się z Marcinem ,porozmawiać z nim,pokazać mu małą
-No dobrze

Nazajutrz pojechałam do Marcina.Otworzył mi drzwi z wielkim uśmiechem na twarzy
-Madzia!-przytulił mnie mocno,weszliśmy do środka.Rozmawialiśmy bardzo długo ,jak za dawnych lat.Jednego czego nam brakowało,by było jak kiedyś, było wino .Postanowiłam więc sama,osobiście pójść do sklepu,korzystając z chwili,by ponownie móc delektować się urokami Warszawy,za którą tak bardzo tęskniłam.
Było ponuro,ciemno ,jednak specjalnie wybrałam najdalszą galerię ,aby móc powdychać te powietrze,poprzyglądać się ludziom,poobcować z miastem,z którym wiąże się tyle wspomnień...
 Kocham te dni, te dni tuż przed świętami.Zawsze lubiłam wtedy iść wolno, gdy wszyscy w okół się gdzieś śpieszyli .Mogłam wtedy się im przyjrzeć ,popatrzeć z boku jak ważny jest to czas.
Po jednej stronie ulicy idzie kobieta ,ręce wydłużyły jej się chyba do kolan od dźwigania toreb z ostatnimi zakupami.Obok niej mężczyzna ,wysoki,dość przystojny chodź w podeszłym wieku niesie ogromny karton ,z daleka udało mi się dostrzec ,że to wielka składana lokomotywa z torami,pewnie dla syna.Uwielbiałam ten unoszący się w powietrzu zapach pieczonych makowców wypuszczany przez drzwi piekarni ,błysk lampek świątecznych w witrynach okien,odbijający się przez okna domów blask stojących choinek.Nawet nie zauważyłam ,gdy dotarłam pod galerię handlową.Weszłam do środka,wszędzie w okół świąteczne ozdoby,zaśmiałam się sama do siebie i udałam do sklepu z winami.Miałam na sobie czarny ,elegancki płaszcz,ciepły szal,oraz buty na obcasie tego samego koloru,miałam żałobę,więc czarny nie odstępował mnie na krok.
Podeszłam do półki z ekskluzywnymi winami,wzięłam jedno do ręki i zaczęłam czytać etykietę.Wtedy coś mnie tknęło, coś ..jakaś niezwykła siła,spojrzałam kątem oka w prawą stronę,gdzie obok skrzyni z winami stał ,tak,tak... stał ROBERT! Moje serce zabiło mocniej,jejciu jak on niezwykle mądrze patrzył na te wina-jej,co mi się dzieje? Nie mogłam opanować swoich myśli, lecz wiedziałam jedno,tego bylam pewna-jeszcze bardziej wyprzystojniał.Miał na sobie brązowy płaszcz,śliczną modną w tym sezonie czapkę oraz masywne ,ciemne buty.Wyglądał jak model z okładki Vogue.
Przyglądałam mu się przez krótką chwilę.Nie chciałam ,aby mnie zauważył,wzięłam więc pierwsze lepsze słodkie wino i podeszłam do kasy,w pośpiechu zaczęłam szukać portfela w torebce, no tak.. zapomniałam go!
-Coś nie tak?-zapytała mnie wysoka,czerwono-usta ekspedientka
-Yyy,nie ... yy.. to znaczy tak.Nie mam portfela,odłożę wino,przepraszam-wzięłam je z blatu i odwróciłam się ze spuszczoną głową, aby Robert mnie nie zauważył.Jednak los chciał inaczej.Po odłożeniu trunku na półkę, wpadłam prosto w Jego ramiona.Uniosłam niepewnie wzrok i spojrzałam w Jego pociemniałe źrenice.- Magda nie zemdlej,nie zemdlej..nie tak,jak tego pierwszego razu-powtarzałam w głowie ,niczym mantrę.

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 36

 Jejciu.To naprawdę on! Szczerze mówiąc wolałabym nie wiedzieć kim jest,lecz od chwili gdy dane mi było dowiedzieć się kim jest ,nasza rozmowa przeszła na inny poziom,wolałam go jako nieznajomego mężczyznę z którym tak świetnie mi się gadało.
 Mimo wszystko czas leciał jak szalony,nawet się nie zorientowałam kiedy minęło nam pół nocy
-Czas na mnie,powinnam się zbierać.
-Chcesz iść do tej Mayki o tej porze?
-A czemu nie?
-Nie sądzisz,że to troszkę za późno,obudzisz ją to będzie nie grzeczne,pojedziemy do fajnego hotelu ,przynajmniej się wyśpisz a jutro się z nią spotkasz
-Może masz rację ..
-No pewnie ,że mam- zapłacił rachunek po czym udaliśmy się do luksusowego hotelu,gdy spojrzałam na cennik włosy stały mi dęba.Jak można tyle zapłacić za noc?
-Bradley,muszę cię przeprosić ale wybrałeś jak dla mnie zbyt drogi hotel,nie stać mnie na zapłacenie tyle za noc,udam się jednak do jakiegoś innego hotelu-już podosiłam gu górze swoje walizki,gdy Bradley ścisnął mi delikatnie rękę
-Posłuchaj mnie... ja ci to zaproponowałem,więc ja płacę.To najbardziej luksusowy hotel w Indiach,pozwól mi za siebie zapłacić,wszystkie inne hotele w okolicy to .. ech nawet nie można ich nazwać hotelami -to hostele ze szczurami i złodziejami,nie raz zdarzało się ,że zabijano tam gości dla ich kasy,więc wybieraj
-Ale dopiero co się poznaliśmy a ty już mi bezinteresownie chcesz postawić noc w hotelu ,tak drogą noc ?
-Czy ty już przez tego całego Roberta w zupełności straciłaś wiarę w człowieka?
-Bradley,prosiłam cie nie wymawiaj przy mnie nawet tego imienia
-Przepraszam,zapomniałem że jesteś na odwyku od Robertozakochanni-zaśmiałam się słysząc jego słowa i widząc przy tym robioną przez niego minę
-No dobrze
-I tak ma być-pogładził mnie po policzku po czym udał się do recepcji.
Udaliśmy się do swoich pokoi,mój był przepiękny.Wszystkie zdobienia były wykonane z niezwykłą precyzją i starannością,klimat zachowany był w stylu retro.Wykąpałam się,zawinęłam turban zrobiony z ręcznika na głowie i zarzuciłam na siebie mój różowy pluszowy szlafrok,wtedy usłyszałam pukanie do drzwi,otworzyłam.To był Bradley,oparł się w-jak dla mnie kuszący sposób o futrynę i gdy mnie zobaczył wyciągnął z za pleców butelkę szampana
-Mmm szampan? A mamy jakieś powody do picia?-zapytałam 
-Oczywiście,samo to,że Cię ujrzałem to dla mnie powód do świętowania i picia przy tym tego pysznego szampana-zaśmiałam się ,a moje policzki pokrył delikatny rumieniec.Wpuściłam go do środka, piliśmy i rozmawialiśmy tak do rana .Powiedzieliśmy sobie na wzajem chyba wszystko,przynajmniej ja .I w końcu dowiedziałam się co robił samolotem w Polsce,oczywiscie był to samolot ,który był w Warszawie przelotem-a już myślałam,że był na wycieczce krajoznawczej ;)

Polska-szpital

Robert po rutynowych badaniach został wypisany ze szpitala,założył na nos czarne okulary i wyszedł tylnymi drzwiami,aby uniknąć wścipskich fotoreporterów.Wsiadł do swojego Audi Q7 i pojechał prosto do swojego rodzinnego domu,do ukochanej mamy,która zawsze pomagała mu w najcięższych momentach życia


Indie-Bombaj,dom Myki

-I co teraz zamierzasz ze sobą zrobić?- Myka zapytała Magdę popijając herbatę ceylon
-Na razie chcę razem z Bradleyem trochę pozwiedzać i udać się z nim na plan Jego filmu,który kręci w Bangladeszu 
-Bradley,Bradley i Bradley..cały czas o nim mówisz, chyba naprawdę Ci zaimponował w dodatku masz te swoje maślane oczyska ,takie same jak wtedy, gdy z taką wielką miłością mówiłaś o Robercie
-Oj daj spokój- ona mnie zna na wylot,ponownie pokryłam się rumieńcem,próbowałam go ukryć podpierając się dłońmi
-Pamiętaj,znasz go tylko jeden dzień,jestes pewna ,że chcesz z nim jechać do tego Bangladeszu?
-Oczywiście,że tak..ufam mu
-Nie wydaje ci się,że jesteś naiwna.Takie historie zdarzają się tylko w filmach
-A nie zauważyłaś,że moje całe życie jest jak scenariusz jakiegoś filmu?
-Tego nie da się nie zauważyć 

 Jak powiedziała tak zrobiła.Udała się wraz z ledwo poznanym mężczyzną do Bangladeszu,gdzie codziennie towarzyszyła mu podczas zdjęć do filmu.Powoli zapominała o Robercie,a z dnia na dzień Bradley zajmował w jej sercu ważniejsze miejsce.Codziennie czymś ją zaskakiwał,pokazywał nową twarz,była tym zafascynowana żaden mężczyzna jeszcze o nią tak nie dbał.Miłość była w tym wypadku nie unikniona,zakochali się w sobie do szaleństwa.Swój "pierwszy wspólny raz" -przeżyli we wspaniałej ,bajeczne wręcz scenerii.Bradley wszystko starannie przygotował,zabrał ją do najpiękniejszego ogrodu botanicznego jaki znał,tak ustawił drogę ze świeczek z płatkami jej ukochanych róż prowadzącą do miejsca pomiędzy tulipanami gdzie to zrobili.
-Kocham Cię wariacie-powiedziałam gładząc mojego ukochanego po gołym torsie,leżąc obok niego
-Już teraz nie mam nic do ukrycia,znasz mnie całego,wiesz o mnie wszystko... chce ci powiedzieć,że nigdy nie wierzyłem w przypadki, a teraz właśnie przypadek kieruje moim życiem,bo my jesteśmy jednym wielkim przypadkiem,gdyby nie te dziecko w samolocie nigdy bym cię nie poznał
-Gdy będziemy starszy odnajdziemy go i podziękujemy z całego serca
-Świetny pomysł,własnie tak zrobimy

 Mijały dni,tygodnie, w końcu nawet miesiące.Mogli ze sobą rozmawiać na każdy temat .Ona kochała w nim wszystko, on w niej wszystko i jeszcze więcej.Byli dla siebie nawzajem motorem napędowym.Po zakończeniu zdjęć do filmu Bradleya udali się do Nowego Yorku,gdzie mężczyzna posiadał piękny ,duży dom.Wprowadzili się tam.Robert natomiast zmienił klub,załamał się wiadomością o związku Magdy z Bradleyem i nawet jego ukochana piłka nożna nie pozwalała mu zapomnieć.Z czasem rany zaczęły się goić,ale wciąż to nowe wzmianki w gazetach o nowej parze w amerykańskim show biznesie ponownie rozdzierały mu serce na strzępy.Po przeczytaniu kolejnego nie wytrzymał,wyjechał na wakacje ,gdzie wdał się w przelotny romans,lecz nawet w ramionach pięknej latynoski nie znalazł takiego ukojenia jak w ramionach jego Madzi.

Nowy York,

-Kochanie,świetnie to wygląda,w przyszłości nasze dzieci będą tu szczęśliwe - powiedziała Madzia stojąc i przygladając się dziełu znanego dekoratora wnętrz,który przygotował ogromny pokój na poddaszu
-Na pewno,wygląda świetnie.Trochę tu różowo,ale da się znieść
-Bradley! Róż to piękny kolor
-Tak,tak kochanie








I jak ? Co sądzicie o tym przebiegu zdarzeń?
Spokojnie, losy Madzi wcale nie są takie pewnie jak się to zdaje  :)



wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 35

Już od dwóch godzin siedziałam w samolocie z podpartą brodą wpatrując się w kłębiaste chmury za oknem.Wciąż rozmyślałam i podsumowywałam swój ostatni rok. Poznałam najwspanialszego mężczyznę na świecie,który nigdy nie będzie mój, przeżyłam wiele ale mimo wszystko nie potrafiłam wymazać go z pamięci.Teraz przyszedł na to czas, bo przecież gdyby coś do mnie czuł przyszedłby na lotnisko, a tu nic...
Liczyłam na to tak bardzo,że gdy się to nie wydarzyło uznałam,że jestem taka naiwna.Nagle poczułam ,że ktoś siada obok mnie , zanim się odwróciłam poczułam delikatny zapach męskich perfum,odwróciłam gwałtownie głowę i ujrzałam mężczyznę.Miał opaloną skórę,delikatny zarost,dłuższe włosy i gdy spojrzał w moją stronę ujrzałam Jego obłędne niebieskie oczy.Zaczął mówić do mnie po angielsku :
-Nie zapytałem się nawet czy mogę usiąść, wolne?-uśmiechnął się delikatnie
-Oczywiście
-Byłem zmuszony do przesiadki ,siedzący obok mnie chłopiec ..zwrócił swoje śniadanie-zapiął swój pas bezpieczeństwa.Przyglądałam mu się z uwagą, znałam tą twarz,na pewno znałam,ale w tej chwili nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd mogę kojarzyć te rysy twarzy
-Biedne dziecko.Pamiętam,że dla mnie loty samolotem kiedyś też kończyły się w taki sposób
-A ja za to czas w samolocie zawsze spędzałem na przyglądaniu się tym wspaniałym widokom za oknem i nie miałem nawet czasu na złe poczucie się-zaśmiał się pokazując przy tym swoje równe śnieżnobiałe zęby
-To prawda,są piękne-odwróciłam swoją głowę do pozycji z przed przyjścia mężczyzny,ale nie posiedziałam tak długo, ponieważ znów zaczął mówić. Gdyby byłby to inny dzień na pewno byłabym zachwycona rozmową z tym mężczyzną z hollywoodzkim uśmiechem,ale wydarzenia dzisiejszego dnia przytłoczyły mnie na tyle,że jego gadatliwość zaczęła mnie męczyć
-Zapomniałem o najważniejszym, ech..jestem dziś taki zapominalski,w sumie nie dziwię sie sobie,przy tak piękniej kobiecie nikt nie zdołałby się skupić. Jestem Bradley -wyciągnął dłoń w moją stronę. Bradley? skąd ja kojarzyłam te imię?
-Magdalena -uśmiechnęłam się podając mu dłoń
-Magdalen?-powiedział nieudolnie, moje imię wypowiadane z angielskim akcentem troszkę mnie rozbawiło
-Magdalena-poprawiłam go śmiając się dyskretnie
-Ach , Ma-gda-le-na-
-Dokładnie tak-obydwoje zaśmialiśmy się wesoło
-Do Indii na wycieczkę?-zapytał
-Nie zupełnie, właściwie to sama nie wiem po co, może po nowe życie?
-Nowe życie? A co ze starym? Zostawiasz je za sobą ?
-Chciałabym ...
-Przeszłość zawsze jest obecna ,nawet w najwspanialszej przyszłości 
-Chciałabym aby tak nie było,wolałabym zapomnieć -jej , czas aby zahamować. Dopiero teraz zaczęłam się orientować ,że chyba mowię zbyt dużo nieznajomej osobie
-Myślisz ,że taka ucieczka ci w tym pomoże?-czarował, tak bardzo mnie czarował. Mimo,że znałam go dopiero od jakiś 10 minut byłam olśniona jego sposobem bycia
-Mam taką nadzieję
-Możesz chwilowo zamazać to co było,ale szczególnie podczas samotnych wieczorów przychodzi taki czas,że przed snem wspomnienia wracają,nie uciekniesz przed tym
-Może to pretekst do tego aby nie spędzać tych wieczorów samotnie?- byłam pod wrażeniem swojej otwartości co do Niego
-Sugerujesz coś?-podniósł prawą brew delikatnie ku górze
-Może...-och..nie miałabym nic przeciwko gdybym mogła spędzć z nim chodź jeden wieczór .MAGDA STOP! O czym ty myslisz? ale już to powiedziałam, raz kozie śmierć,gram dalej
-Nie pozostaje mi w takim razie nic innego niż czekać na Twoje zaproszenie i propozycje
-Może gdy wylądujemy udamy sie na jakąś kolację?Pogadamy o życiu, dawno z nikim tak dobrze mi się nie gadało
-Niezobowiązujące wyżalenie się ?Dobrze myślę?
-Nie chce Pana urazić ..
-Spokojnie, mogę być Twoim ramieniem do wyżalenia się.Wiem,że rozmowa z nieznajomą osobą pomaga
-Dziękuje
-Proszę bardzo

 Przez ciągnące się godziny lotu wciąż rozmawialiśmy, nie było wątpliwości-znaleźliśmy wspólny język i zupełnie zapomniałam o całym świecie wokół mnie, on był moim centrum, wdychając Jego zapach czułam coś ,czego dawno nie czułam.Gdy wysiedliśmy i odebraliśmy swoje bagaże udaliśmy się do najbliższej ,może nie ekskluzywnej ale bardzo przytulnej indyjskiej restauracji.Zamówiliśmy tradycyjne dania i pogrążyliśmy się w rozmowie.Opowiadałam mu o wszystkim.Robercie,reprezentacji o tym jak zaczęłam prace w PZPN-ie.
-Ech..co mogę powiedzieć?Ciekawy masz życiorys-stwierdził sącząc napój z mango
-To prawda 
-Nie pomyślałaś,że Robert nie przybył na lotnisko bo mogło go coś zatrzymać?-aż parsknęłam śmiechem
-Proszę Cię, nie próbuj usprawiedliwiać przedstawiciela swojej płci
-Ale ja nikogo nie usprawiedliwiam,po prostu nie oceniam z góry i próbuję rozpatrywać wszystkie możliwości
 -Nie wiem,chce o tym nie myśleć. Wciąż mówimy o mnie, a Ty ? Skąd jesteś? Czym się zajmujesz?-wtedy Bradley uśmiechnął się tajemniczo,napił się łyka napoju i przysunął się troszę w moją stronę
-Widzisz tą kobietę siedzącą przy barze?
-Tak, wciąż się patrzy w naszą stronę,chyba wpadłeś jej w oko
-A zauważyłaś,że robi nam po kryjomu zdjęcia?
-Słucham?Jakie zdjęcia?-oburzyłam się
-Jestem skromny więc sama odpowiedz sobie na to pytanie-ale jak mogłam to zrobić?-pomyślałam
-Naprowadź mnie 
-Komu robi się zdjęcia z ukrycia?
-Nie wiem, gwiazdom,komuś znanemu ?
-Właśnie-spojrzał na mnie pewnie, a ja zrozumiałam...
-Jesteś gwiazdą??-zapytałam z niedowierzaniem
-Dokładnie.Pozwól,że się przedstawię- Bradley Cooper-amerykański aktor -No tak, to stąd znałam tą twarz, wiedziałam,moja intuicja nigdy mnie nie myli !


Tymczasem Polska 
W szpitalu 
Rozmowa Roberta z Wojtkiem siedzącym obok łóżka Lewandowskiego
-Nawaliłem,nawaliłem po całej linii
-Daj spokój ,najważniejsze,że nic ci nie jest
-Ale Madzia..
-Madzia da sobie radę,na razie myśl o sobie a potem o niej
-Czemu życie wciąż tworzy na naszej drodze zakręty?
-Może nie jesteście sobie pisani?
-Wojtek!
-Przepraszam,ale pomyśl o tym,może to wszystko to nic innego jak znaki...






 -Bradley






Po długiej przerwie kolejny rozdział !:D
Co sądzicie o nowym bohaterze? Myślicie ,że namiesza w moim opowiadaniu ?


Pozdrowionka :*



sobota, 14 września 2013

Rozdział 34

Po kąpieli nie marzyłam o niczym innym niż o śnie.Gdy położyłam się w końcu do mojego łóżka bez problemu zasnęłam,ale mój sen nie trwał długo ,obudził mnie dzwonek do drzwi, z ogromnymi oporami wstałam i otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się niesamowity widok .TO BYŁA MAYKA !
Tak,Mayka o drugiej w nocy w moich drzwiach stała jedna z moich najlepszych przyjaciółek.
Nie mogłam w to uwierzyć ,stałam jak wryta ..
-Mayka ? Co ty tu robisz? Jak trafiłaś ?
-Och zapominalska,nie pamiętasz? Dałaś mi swój adres, właśnie wracam prosto z lotniska ,przleciałam do mojej ojczyzny,chcę ją w końcu poznać-mówiła z pięknym azjatyckim uśmiechem na twarzy
-Kochana -wtuliłam się w nią mocno,po czym zaprosiłam do środka
-Czego chcesz się napić ?-zapytałam na wejściu
-Na prawdę nie rób sobie kłopotu,przyszłam Cię tylko odwiedzić,musiałam,przepraszam na pewno cię obudziłam,ale tak bardzo się za tobą stęskniłam..
-Oj daj spokój ,jestem przeszczęśliwa,że Cię widzę
-Ja również,ale pora na mnie mam zakwaterowanie w hotelu
-Ooo nie moja droga,nie puszczę Cię do żadnego hotelu,dzisiaj śpisz u mnie,obowiązkowo muszę ci opowiedzieć dzisiejszy dzień-I tak właśnie uczyniłam.Mayka została u mnie na noc ,do rana opowiadałam Jej wszystko po kolei .
Na zajutrz wstałam o 11.00 , na szczęście była niedziela i mogłyśmy sobie pofolgować.Gdy otworzyłam oczy poczułam unoszący się po całym domu zapach Curry ,wstałam ,przetarłam oczy i weszłam do kuchni, a tam przy kuchence stała Mayka,przyrządzając jakąś jak mniemam hinuduską potrawę
-Mm cóż za zapachy-pociągnęłam delikatnie nosem
-To zapach Twojego ulubionego Hinduskiego dania -powiedziała kładąc pełne pysznego jedzenia półmiski na stole
-Jesteś kochana i nieoszacowana -przesłałam jej buziaczka i powietrzu i usiadłam,zrobiła tak samo,usiadła na przeciwko mnie,zaczęłyśmy jeść
-Przyzwyczajaj się -powiedziała tak jakby sprawdzając czy wciąż pamiętam o swoim wyjeździe do Indii,posłałam jej przelotne spojrzenie po czym ponownie wróciłam do jedzenia
-Zostało mi tu kilka formalności do załatwienia,dam wypowiedzenie z pracy,pożegnam się z rodziną,znajomymi i chcę już wyjechać, mam dość ..
-Ale nie zapomnij o naszej umowie,musisz mi pokazać moją ojczyznę -pogroziła mi zabawnie palcem
-W końcu to mój obowiązek.Zwiedzanie zaczniemy już dziś ,może na początek starówka, a potem nasz stadion narodowy?
-Pewnie ,świetny pomysł- potaknęła zachwycona.Gdy zjadłyśmy wstawiłyśmy naczynia do zmywarki,ubrałyśmy się i udałyśmy się na starówkę.
-Jejciu,jak tu pięknie..nie widziałam ,że Polska jest aż tak piękna ,zdjęcia nie oddają jej prawdziwego uroku
-Tak,to prawda nie ma to jak zobaczyć coś na żywo,wtedy jest zupełnie inaczej.
  Spacerowałyśmy tak przez około dwie godziny,Mayka była wszystkiego ciekawa,wszystko musiała zobaczyć,dotknąć,spróbować.Patrząc na nią miałam wrażenie ,że widzę ptaka dopiero co wypuszczonego z klatki,który po raz pierwszy widzi coś innego niż klatka i to co miał w zasięgu swoich oczu wyglądając przez kraty.Dzięki niej wiem,że nie doceniamy naszego kraju.Mieszkamy tu, dlatego to wszystko jest dla nas rutyną i nie doceniamy szczegółów, zachwycamy się jedynie tym co jest poza granicami naszego kraju.Mayka zupełnie odmieniła moje spostrzeżenie o świecie i naszym kraju.
  Następnie udałyśmy się na stadion narodowy,ech.. mam związanych z nim tyle wspomnień,za każdym razem gdy tam jestem mam przed oczami Roberta,gdy cieszy się z kolejnego strzelonego gola dla polskiej reprezentacji.Usiadłam na jednym z krzeseł na trybunach 
-Haloo Magda, co ty taka zamyślona?-usiadła obok niej
-Nie, to nic..
-Coś jest jednak na rzeczy,mów
-Na prawdę,nic się nie dzieje
-Robert?
-Co Robert?
-To o nim myślisz?
-Pff.. też wymyśliłaś -próbowałam nie dać tego po sobie poznać
-Tego nie da się nie zauważyć.Mnie nie oszukasz.Ja znam te oczy, zakochane oczy 
-Nie jestem zakochana, wszystko jest ok.Wracajmy do domu,muszę się spakować ,muszę zamówić bilet -wstałam i udałam się w stronę wyjścia.Wyszłyśmy ze stadionu bez słowa,wsiadłyśmy do samochodu,ruszyłyśmy.Stojąc na czerwonym świetle poczułam na sobie wzrok siedzącej obok mnie Mayki
-Przykro mi ,że chcesz mnie oszukać
-Ja ?
-Tak,bo na twojej twarzy wyraźnie maluje się tęsknota za nim.Może ten wyjazd to nie jest dobry pomysł?Będziesz cierpiała
-Nie będę,już dawno się wyleczyłam z tej chorej miłości.Teraz chcę walczyć o siebie,o swoje szczęście.Koniec z Robertem i reprezentacją 
-Jesteś tego pewna?
-Tak,na sto procent.Ile do cholery jasnej mogę im pomagać? Wystarczająco dużo pomocy ode mnie uzyskali,niech radzą sobie sami
-Grasz,ciągle grasz.Wiem ,że taka nie jesteś.Kogo ty chcesz oszukać ,samą siebie?Bo na pewno nie mnie.Ty nie jesteś typem osoby ,która zachowuje się w taki sposób,w głębi serca chcesz ciągle im pomagać,być przy nich przed i po każdym meczu ,wspierać ich i walczyć razem z nimi- słuchałam jej z uwagą, mówiła wszystko to co tak naprawdę mam w sercu.Ona mnie tak dobrze zna, wie czego chcę.Ale nie mogłam jej przytaknąć,nie mogę przyznać się do swojej słabości,nie teraz...
-Mayka,proszę cię..co ty możesz wiedzieć?-włączyłam głośno radio ,wróciłyśmy do domu w milczeniu.

 TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

 [Rozmowa Roberta z Wojtkiem]

-No chłopie,ty to nie masz szczęścia do panien -powiedział Wojtek podpalając kolejnego papierosa
-A daj spokój,minął tydzień a ja wciąż o tym myślę i główkuję nad tym wszystkim.Co za .. zdzira.Jak ona mogła? 
-Spokojnie,lepiej że to wydało się teraz niż miałoby za jakiś czas
-Nie chcę mieć z nią nic wspólnego ,nie chcę nawet o niej słyszeć,nie rozmawiajmy już o tym.Muszę się odstresować,może pojedziemy na taki męski wypad na kanary?
-Kanary?No w sumie czemu nie,ale chyba o czymś, a raczej o kimś zapomniałeś ..a Madzia? Co z nią?
-Ech, Madzia..nie,nie ja jestem u niej spalony,nie chcę jej nawet denerwować swoją osobą,dałem jej jednoznacznie do myślenia idąc do ślubnego kobierca z Anką,ona mi tego nie wybaczy
-Ale wiedziała czym się kierowałeś,zrozumie
-Nie Wojtek,to koniec
-No skoro tak mówisz to pewnie tak,bo ona wyjeżdża do Indii na stałe ,już się więcej pewnie nie zobaczycie więc możemy jechać na te kanary,wyrwać ci jakąś sztunie
-Jakie Indie? O czym ty mówisz?
-Ho,ho to ty nie wiesz? 
-Nie,nie powiedziała mi ,nic nie wiedziałem
-No to już wiesz-zgasił papierosa po czym poklepał Roberta po ramieniu
-Ale kiedy ona jedzie?Nie mogę na to pozwolić
-Dzwoniła wczoraj do mnie ,pożegnała się i powiedziała ,że jedzie dziś
-Dziś? O której? Muszę ją zatrzymać-wstał energicznie z miejsca patrząc na zegarek
-No chłopie,wiedziałem ,wiedziałem ,że ją kochasz.Masz jeszcze dwadzieścia minut,jedź na lotnisko-Robert wybiegł z mieszkania Wojtka bez słowa,szybko wsiadł w swój samochód stojący na parkingu i odjechał z piskiem opon.Wojtek również udał się na lotnisko,nie chciał ominąć tego momentu.Robert  jest jego najlepszym przyjacielem,chciał być świadkiem tego jak zatrzymuje swoją ukochaną ,do tej pory widywał to jedynie na filmach.

[Lotnisko]

-Będę za Wami tęsknić-mówiła Madzia żegnając się na lotnisku z rodzicami i przyjaciółmi
-My też będziemy ,odżywiaj się i dzwoń do nasz często
-Dobrze mamo-potakiwałam , wciąż rozglądając się w okół ,w podświadomości ciągle liczyłam na to ,że w pewnym momencie z tego tłumu osób wyłoni się On, ale się przeliczyłam.Nagle ujrzałam kroczącego w moją stronę Wojtka
-Madźka- krzyczał już z daleka,podbiegłam, do Niego i przytuliłam się mocno
-Wojtek,jak miło,że jesteś
-To co,zostajesz maleńka?Gdzie Robert?
-A czemu miałabym zostać? A co do Roberta to się nie pojawił,nie zależy mu po prostu
-Ale jak to ? Miał przyjechać..
-A wierzysz w cuda?Proszę cię,nie bądź naiwny,Przepraszam,ale już na mnie czas,żegnaj będę tęsknić-powiedziałam po czym udalam się w stronę wejścia do samolotu,pomachałam wszystkim na pożegnanie
-Ale Madzia,zaczekaj on tu zaraz będzie-Zaczął krzyczeć,ale ona już nie usłyszała.Drzwi się zamknęły.
-Kurde,debiilu gdzie ty jesteś-powiedział zdenerwowany wyciągając telefon z kieszeni.
-No tak ,jeszcze nie odbiera-rozłączył się.Wtedy telefon zaczął dzwonić,zdziwił się bo to była mam Roberta,odebrał
-Wojtek?halo .. to ja,mama Roberta..-słyszy szlochanie
-Tak, to ja..co się stało,czemu Pani płacze?
-Robert,Robert ...jest w szpitalu,miał wypadek,przed chwilką zadzwonili do mnie ze szpitala ,ale ja jestem obecnie na mazurach,oczywiście postaram się jak najszybciej tam pojawić,ale czy mogę cię prosić abyś teraz tam pojechał?
-Oczywiście,już jadę ...



niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 33

Nie mogłam patrzeć na to wszystko,zresztą nie tylko ja,bo reszta gości poznając po ich minach była również delikatnie mówiąc "zdegustowana" całą tą sytuacją ,wszyscy stali w ciszy spoglądając na siebie z widocznym niesmakiem ,nikt nie wiedział co czynić.Jako pierwsza podjęłam inicjatywę i wyszłam z sali,to wszystko mnie przerosło,tuż za mną wyszedł Wojtek
-Daj mi papierosa -powiedziałam ostrym głosem
-Ale ty nie palisz -stwierdził z delikatną obawą w głosie
-Nie pieprz tylko daj mi papierosa !- uniosłam się,Jego zdziwienie było bezcenne, pośpiesznie wyjął z kieszeni paczkę papierosów,wysunął ją w moją stronę,wzięlam jednego ,podał mi zapalniczkę,podpaliłam go i zaciągnęłam najmocniej jak potrafiłam po czym delikatnie i powoli wypuściłam dym do góry spoglądając w wyjątkowo dziś gwieździste niebo
-Nie sprzyjały dziś tej pięknej parze-powiedziałam z ironnią w głosie wciąż spoglądając w niebo
-To prawda ..-przytaknął nie chcąc wywoływać we mnie "burzy",zapadła cisza,gdy spaliłam całego papierosa wyrzuciłam peta 
-Muszę coś załatwić -rzuciłam nie patrząc na niego,udałam się w stronę bramy wyjściowej po czym skręciłam w lewą stronę.Byłam zdeterminowana ,czułam w sobie moc i siłę aby zrealizować plan ,który narodził się we mnie gdy paliłam tego pieprzonego papierosa.
Udałam się do wspólnego mieszkania Roberta i Anny,oczywiście Roberta się w nim nie spodziewałam,ale Anki również.Coś mnie tknęło ,że tam właśnie jest,bo niby gdzie miałaby się udać ?
Weszłam na klatkę schodową po czym udałam się na drugie piętro pod mieszkanie numer 6.Zapukałam,nic.Zadzwoniłam raz, nic.Zaczęłam dzwonić natarczywie.
-Czego ? Kto tam ?- usłyszałam rozpaczliwy głos Anki z za drzwi,nie odzywałam się, to logiczne,wtedy wcale by mi nie otworzyła,ta cisza ją zasugerowała do otworzenia ich w końcu,gdy mnie za nimi ujrzała chciała w pośpiechu zamknąć mi je przed nosem,ale byłam szybsza,podstawiłam nogę między drzwi a futrynę napierając dodatkowo rękoma
-Czego chcesz? -krzyczała wciąż próbując ze mną wygrać,ale nie dawałam za swoje,gdy czegoś chcę to to osiągam,wyglądała okropnie,wciąż w swojej ślubnej sukni,miała rozmazany makijaż, a łzy ściekały jej po policzku aż do samego dekoltu gdzie docierały w końcu do materiału sukni brudząc go przy okazji
-Anka,wpuść mnie,chcę tylko z Tobą porozmawiać
-Porozmawiać, ze mną ? Daj sobie siana..-wciąż napiera na drzwi próbując je zamknąć
-Tak,porozmawiać, ale nie tylko,chcę Ci pomóc,wiem czym się kierowałaś,miłością.. a to jest najszlachetniejszy powód do posunięcia się do takich rzeczy -wtedy puściła drzwi ,zasłoniła twarz rękoma i upadła na ziemię,przestraszyłam się,że coś jej się stało,ale ona zaczęła szlochać .Weszłam do środka,zamknęłam drzwi i usiadłam obok niej
-Aniu,nie płacz, co się stalo To się nie odstanie.Ja Ci wybaczam ,wszystko Ci wybaczam,te wszystkie sytuacje były traumatyczne ,ale wiem ,że nie kierowało Tobą coś od tak, tylko ogromna miłość do Roberta.To takie trudne, wiem ,że miłość potrafi sprawić ,że posuwamy się do różnych czynów.
-Ale czemu,czemu ty tu przyszłaś ,czemu mi wybaczyłaś,nie zasługuję na to ...
-Nie mów tak,każdy zasługuje na drugą szansę
-Ale u innej osoby -powiedziała wycierając coraz szybciej ściekające łzy
-Przestań się mazać i zacznij działać, wstań z tej zimnej podłogi bo przy Tobie i ja się nabawię wilka -uśmiechnęłam się do Niej delikatnie a ona odwzajemniła mi tym samym,pomogłam Jej wstać
-Zdejmij tą sukienkę, a ja ci zrobię goracą czekoladę,pomaga
-Dobrze -powiedziała po czym zniknęła w mroku korytarza udając się do garderoby po ubrania.Ja przygotowałam dwa kubki mojej ulubionej czekolady,postawiłam je na stole,Ania po kilku minutach weszła do salonu przebrana i umyta.
-Nie wiem jak mam ci dziękować-powiedziała stojąc w wejściu ze spuszczoną delikatnie głową
- A ja nie wiem jak możesz stać w progu czując ten zapach czekolady - zaśmiała się na moje słowa i widocznie śmielsza podeszła i napiła się łyk napoju
-Pyszna 
-No wiadomo - powiedziałam
-Na prawdę Ci dziękuje, byłam głupia oceniając cię po pozorach
-Ludzie często się mylą ,ale pomyłki należy wybaczać
-Jesteś super babka -stwierdziła popijając czekoladę
-Miło mi ,ze tak uważasz
-Jaką minę miał Robert gdy wybiegłam ?-zapytała niepewnie
-Kwaśną ..-powiedziałam chcąc zamienić to w żart ale jej najwidoczniej nie było do śmiechu,powściągnęłam się więc i spoważniałam - Był zdenerwowany,ale nie ma co mu się dziwić, emocje niedługo opadną,wtedy sobie to wyjaśnicie
-On nie będzie chciał ze mną gadać ..
-Nie myśl od razu pesymistycznie, będzie musiał ,nie ma innego wyjścia.No cóż ja będę się zbierać, jest już późno
-Szkoda,mimo tego bardzo ci dziękuje,postawiłaś mnie na nogi.
-Nie ma za co , do mnie wal jak w dym ,zawszę pomogę- uściskałam ją po czym udałam sie do wyjścia a następnie pieszo poszłam do swojego mieszkania.Gdy weszłam do środka od razu zdjęłam swoje niebotycznie wysokie szpile ,napiłam się wody i poszłam do łazienki gdzie przygotowałam sobie relaksująca kąpiel.







Baardzo długo mnie nie było,za co bardzo Was przepraszam.Ale już jestem i mam nadzieję,że nowe przygody Magdy Wam się spodobają : )

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 32

Dni do wesela mijały jak szalone,przez ten cały czas załatwiałam przeróżne sprawy związane z moim wyjazdem do Indii,pożegnałam się już nawet z Julką i Dawidem,którzy nie będą mogli się ze mną spotkać ostatniego dnia z powodu ważnych egzaminów.Wreszcie nastał ten dzień,dzień który stał się moim przekleństwem,dzień w którym już oficjalnie "oddałam" Roberta w ręce pisanej mu już chyba z góry Anny :(
Nie spałam całą noc,płakałam,oglądałam nasze wspólne zdjęcia których mam setki i rozmyślałam.Doszłam do wniosku,że pokażę jutro wszystkim że ja też mogę być szczęśliwa,też mogę z kimś być.Więc jako swoją osobę towarzyszącą mianowałam Mario,który miał przylecieć samolotem z samego rana.
Gdy w końcu wstało słońce zaczęłam przygotowania.Umalowałam się,pofalowałam moje długie ,ciemne włosy i założyłam sukienkę.Około godziny 9.00 pod mój blok swoim kabrioletem przyjechał Mario,wyszłam więc do niego ,przywitałam się i pojechaliśmy.Kilkanaście minut potem byliśmy już pod kościołem,gdy spojrzałam na tłumy gości zmierzających w stronę kościoła zamarłam,chyba moje wszystkie kończyny stały się nie wydolne,Mario otworzył mi drzwi a ja ciągle siedziałam patrząc pustym wzrokiem przed siebie
-Madzia co ci jest? Musimy już iść
-Nie dam rady... 
-Co się dzieje?
-Po prostu nie idę,nie chcę ,nie mogę
-Madzia już nie dasz rady nic zmienić,Robert podjął decyzje ,że właśnie z nią spędzi resztę życia zaakceptuj to-po tych słowach uśmiechnął się do mnie i wyciągnął w moją stronę rękę,spojrzałam wtedy na niego i z ogromnym oporem również mu ją podałam,ostatkami sił wysiadłam z samochodu,lecz po chwili się zachwiałam,na szczęście Mario był w pobliżu i zdążył mnie złapać
-Źle wyglądasz,może odwiozę cię do domu  -mówił podtrzymując mnie nadal
-Nie,nie
-przecież widzę jak opadasz z sił
-Muszę być silna-powiedziałam i twardym krokiem ruszyłam w stronę kościoła.Przebiłam się przez tłum gości i w końcu Go ujrzałam ,był,był... taki nieziemski i uśmiechnięty achh..,jak ja uwielbiam go w garniturze ,wygląda wtedy tak męsko,a zarazem subtelnie, nie do opisania.Gdy zobaczył mnie stojącą w tym tłumie posłał mi spojrzenie,po czym szybko odwrócił wzrok na zbliżającą się pannę młodą.Ania wyglądała nieziemsko,jej piękna biała suknia tak długa ,że aż ciągnąca się po ziemi.Była szczęśliwa,uśmiechnięta a gdy zobaczyła Roberta podeszła do niego natychmiast i pocałowała na przywitanie.Moje serce waliło jak nigdy przedtem ,przeżyłam już wiele,ale nigdy czegoś takiego,widok ukochanego mężczyzny ze swoją już za chwilkę żoną był okropny i przytłaczający.Ale walczyłam,chciałam być silna,przecież i tak już nigdy nie poczuję jego dotyku,zapachu nawet samej obecności.Ten fakt przytłaczał mnie jeszcze bardziej.
Ceremonia zaślubin nie trwała długo,po wszystkim udaliśmy się do sali weselnej.
Była piękna,taka elegancka,piękne zdobione mury a w okół chyba najkolorowszy ogród jaki widziałam,pełen kwiatów a pomiędzy nimi delikatnie szeleszcząc przepływał niewielki strumyczek,nie mogli wybrać lepszego miejsca.Na początek został wzniesiony toast za zdrowie i szczęście pary młodej,oczywiście ja jako jedyna go nie wzniosłam,tłumacząc się migreną .Po tym nadszedł czas na pierwszy taniec,tego było dla mnie za wiele.Nie mogłam dalej się przyglądać tej szopce, przecież Robert jej nie kocha ,kogo on oszukuje? Udałam się więc do ogrodu i usiadłam na jednej z ławek
-Robert to wielki szczęściarz-usłyszałam za swoimi plecami głos mężczyzny,to był Wojtek Szczęsny,na te słowa zwróciłam się do niego i posłałam mu dość niemiłe spojrzenie,on natomiast uśmiechnięty od ucha do ucha usiadł obok mnie
-Na prawdę wielki,przeogromny,przegigantyczny 
-Dość! Nie mam zamiaru tego słuchać -wstałam i już chciałam odejść gdy złapał mnie za rękę i wskazał porozumiewawczym ruchem głowy abym usiadła,posłuchałam się
-Jest szczęściarzem bo kocha go niezwykła kobieta,kocha go chyba do ostatnich granic możliwości
-Tak,Ania go kocha ale co z tego?-powiedziałam wściekła,przecież on wiedział jak wiele znaczy dla mnie Robert
-Ale wcale nie mówię o tej jego niby żonie, tylko o Tobie.Wielu mężczyzn oddałoby wszystko aby być aż tak kochanym jak ty kochasz właśnie jego-wpadłam w osłupienie,nie wiedziałam co powiedzieć ...
-Jest kretynem ,że poświęca się tak bardzo dla tej manipulantki
-Nie mów tak 
-Ale taka jest prawda! Jest okropna i dobrze o tym wiesz,przekonałaś się już o tym nie raz
-Nie wracajmy do tego,proszę
-Jestem przekonany,że jeszcze będziecie razem
-Nie Wojtek,to koniec definitywny jutro wyjeżdżam ,mówiłam ci przecież
-Zaufaj mi,będziecie ,jeszcze będę bawił się na waszym ślubie i z waszymi dzieciakami będę grał w piłkę-zaśmiałam się i pogłaskałam go po głowie
-Jesteś słodki,ale za bardzo bujasz w obłokach
-Uwierz mi -puścił mi oczko i pociagnął za rękę w stronę sali
-Co ty robisz wariacie?
-Zabieram cię na parkiet,potańczymy trochę-i tak właśnie zrobił,przetańczyliśmy z pięć piosenek,bawiłam się świetnie i na chwilę zapomniałam o otaczającym mnie świecie.
 Około godziny 22.00 postanowiłam wyjść na zewnątrz i się przewietrzyć,opuściłam na chwilę towarzystwo i wyszłam przed drzwi wejściowe.Moją uwagę przykuł mężczyzna stojący obok bramy który widocznie chciał dostać się na teren ale ochroniarze mu nie pozwalali,w pewnym momencie zaczął coś do mnie krzyczeć,podeszłam więc do bramy ,omijając ochroniarzy wyszłam poza nią 
-Kim Pan jest?-zapytałam
-Dziecino,jak dobrze że wyszłaś,zjawiłem się już za późno ale mimo wszystko chcę to przekazać Panu Robertowi-pokazał mi białą teczkę
-Ale co to jest? O co chodzi?
-Jestem lekarzem,Anka przekupiła mnie abym afałszował wyniki i napisał że jest w ciąży.To są prawdziwe wyniki badań Pani Anny,ona oszukuje Pana Roberta,jej zależało tylko na ślubie dlatego zmyśliła tą historię z ciążą
-Słucham?-wybuchłam wściekła,wzięłam od niego teczkę ,to co mówił to najprawdziwsza prawda,Anka nie jest w ciąży a wyniki które dała Robertowi były sfałszowane.Przekonałam ochroniarzy aby wpuścili doktora,bez wahania otworzyli bramę.Wbiegłam wraz z doktorem na salę gdzie bawiło się ponad 200 ludzi,muzyka była głośna a my nie mogliśmy znaleźć Roberta.Wtedy doktor podbiegł szybko do sceny i wyłączył bezpiecznik odpowiadający za głośniki,nastała cisza,doktor wszedł na scenę i zaczął wodzić wzrokiem szukając Roberta,oczy wszystkich były skierowane na mnie i na doktora 
-Panie Robercie ,tu w ręku trzymam całą prawdę -podniósł białą teczkę do góry ,na te słowa lewy podszedł do sceny
-Co tu się dzieje? Kim Pan jest? Proszę natychmiast opuścić salę,bo zawołam ochroniarzy
-Najpierw proszę mnie wysłuchać, ta ,ta osoba -wskazał wtedy na Ankę ,która najwidoczniej poznała doktora i chcąc wyjść obronną ręką zawołała ochroniarzy i rozkazała im wyprowadzić doktora,ale ci ani drgneli ,słyszeli naszą rozmowę 
-Może wysłuchamy Pana do końca,najwidoczniej ma coś do powiedzenia -powiedział jeden z nich uśmiechając się do niej szyderczo
-To jest oszustka! Proszę Panie Robercie,to są prawdziwe wyniki badać tej kobiety ona Pana oszukała,omamiła na dziecko -Robert nie wierząc chyba do końca podszedł i wziął niepewnie teczkę,otworzył ją i przeczytał
-Co to ma znaczyć?-krzyknął do Anki,ona wtedy wybiegła z sali
-Łapać ją?-zapytał jeden z ochroniarzy
-Nie,nie warto-powiedział zniechęcony Robert,rzucił teczką i wybiegł zdenerwowany z sali drugimi drzwiami ...

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 31

Rozmawialiśmy jak za dawnych lat, poczułam się wspaniale gdy mogłam powspominać z nimi nasze wspólnie spędzone chwile.Po skończeniu rozmowy i wypiciu genialnej kawy Julka i Dawid odprowadzili mnie do domu.Padałam ze zmęczenia,ale pierwszą rzeczą ,którą zrobiłam po powrocie to był telefon do Roberta,niestety...nie odbierał.Zdziwiłam się,ale pomyślałam,że jest może na spotkaniu z managerem i ma wyciszony telefon,nie przejęłam się tym bardzo i weszłam do kuchni aby napić się wody wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.Podbiegłam więc do nich i otworzyłam,to była mama Roberta z wyraźnie kwaśną miną.
-Witaj Madziu,nie przeszkadzam?-zapytała uśmiechając się dość "sztucznym" uśmiechem
-Oczywiście,że nie zapraszam-posłałam jej ciepły uśmiech i gestem wskazałam aby weszła, tak właśnie zrobiła.Udałyśmy się do salonu ,ona usiadła na kanapie rozglądając się w okół
-Przytulnie tu masz
-To prawda,ciasne ale własne mimo wszystko.Może chce się Pani czegoś napić? Kawa,herbata ,sok?
-Nie dziękuje,siadaj obok mnie ,musimy porozmawiać -wtedy moje serce zabiło znacznie szybciej,usiadłam a ona złapała mnie za rękę
-Jesteś taką wspaniałą ,młodą i piękną dziewczyną,a życie mimo tego cię nie oszczędza.Musiałam tu przyjść,dla mojego syna ,dla jego dobra.Nie chcę owijać w bawełnę ,pewnie zranię cię tymi słowami ale... -wstrzymala na chwilę głos,przełknęła ślinę i kontynuowała
 -...zapomnij o Robercie,zapomnij o wszystkim co was łączyło ,od początku to nie miało sensu bytu,może nie jesteście sobie pisani?
-Co Pani mówi? Teraz,gdy wszystko mi sie układało życie znów rzuca mi kłody pod nogi?
-Anka jest w ciąży,postawiła mu ultimatum jeśli nie zerwie z tobą wszelkich kontaktów nigdy nie zobaczy swojego dziecka .
-Ciąży? Dziecka? To jakiś żart?
-Tak bardzo cię lubię,uwierz mi chciałabym aby wam się ułożyło.Widzę jak Robert jest szczęśliwy gdy ma okazję widzieć cię chodź na chwilę,jesteś dla niego jak bateria dzięki której żyje,ale teraz ma obowiązki z których musi się wywiązać,zrozum...
-Proszę już nic nie mówić- wyrwałam swoją dłoń z jej uścisku i wyszłam na balkon aby zaczerpnąć świeżego powietrza,którego brakowało mi w środku, brakowało mi nie tyle powietrza i tlenu co obecności Roberta i zaprzeczenia tym wszystkim słowom ! To nie mogła być prawda,nie ,nie,nie teraz! Mój świat się zawalił,a ja spadłam w głęboką przepaść z której już się nie wydostanę, jaki sens ma życie bez tlenu? Bez niego ludzie nie mogą żyć,a ja bez niego .Jedyną trafną decyzją ,którą podejmę to skończenie z tym ,może to etap w którym moje życie powinno się zakończyć? Podeszłam bliżej barierki,spojrzałam w dół, piąte piętro,w dole trawnik ,nade mną śpiew ptaków,spojrzałam jeszcze w niebo ,chcialam jeszcze raz poczuć promienie słońca na mojej twarzy.Złapałam się obręczy,przełożyłam jedną nogę za barierkę,po chwili druga również już wędrowała na drugą stronę gdy na balkon wbiegła mam Roberta
-Co ty wyprawiasz????-krzyczała,to jedyne słowa ,które zapamiętałam, w głowie miałam jednie szum a przed oczami ciemność,byłam bezsilna .Wtedy złapała mnie za rękę,pociągnęła w swoją stronę i "przerzuciła " mnie na balkon.Nie mogłam oprzeć się tej sile ,usiadłam zrozpaczona i roztrzęsiona
-Dziewczyno,co ty chciałaś zrobić??-płakała,stojąc nade mną i wpatrując się mi ,podniosłam wtedy głowę i spojrzałam na nią
-Proszę mi powiedzieć, czy moje życie ma jakikolwiek sens bez Roberta?-po tych słowach zamilkła ,w okół nas panowała cisza, uklękła obok mnie,złapała za rękę i pogłaskała po głowie
-Jak ty go kochasz... jak można kochać aż tak bardzo?-mówiła przez lejące się z jej oczu łzy.
Nie miałam siły na nic,po całym incydencie i wyjściu mamy Roberta położyłam się na kanapie i zasnęłam, następnego dnia obudził mnie dzwonek telefonu.Podniosłam go zaspana,nie byłam nawet w stanie odczytać kto do mnie dzwoni
-Słucham?-wydukałam
-Madzia! To ja Maya,pamiętasz mnie jeszcze wariatko moja? Koniec,koniec,koniec jestem na ciebie obrażona do grobowej deski-poderwałam się i usiadłam
-Ale o co chodzi?
-Czemu mi nie powiedziałaś,że jako 17-latka zagrałaś w bollywoodzkim filmie i to w dodatku u boku boskiego Shana Rukha Khana?
-Nie było co wspominać...
-Dziewczyno,jak to? właśnie odnalazłam stare informacje na ten temat,jesteś pierwszą dziewczyną z polski która zagrała jedną z głównych ról a ty takie rzeczy mówisz.Czemu po premierze zniknęłaś z medii? wiesz jaką zrobiłabyś karierę,oglądałam ten film masz wielki talent!
-Dziękuje,ale skąd ty to wiesz?
-Bo na nasz oddział trafił Yash Chopra,producent tego filmu tak jakoś się zgadało, on nie mógł się z tobą skontaktować, wiesz że on chciał cię promować? byłaś jego inspiracją,podałam mu twój numer powiedział ,że specjalnie dla ciebie napisał scenariusz filmu i tylko ty możesz w nim zagrać!
-Maya...ale ja nie chcę być gwiazdą ,nie chcę grać w filmach,chcę być zwykłą ,szarą osobą
-I to twój błąd!Jesteś za skromna! Dobra zadzwonię potem,bo skończyła mi się przerwa pa.
 No to ładnie! Od czasu nagrania tamtego filmu obiecałam sobie ,że nie powrócę do tego.Polubiłam to ,zaprzyjaźniłam się z tymi wszystkimi gwiazdami bollywoodzkimi które ze mną grały,ale ... usiałam to przemyśleć,poukładać sobie w głowie...

[ W tym samym czasie w domu Roberta i Ani ]
-Robert,ja jeszcze nie odwołałam naszego planowanego za dwa tygodnie ślubu,przez nasz rozstanie zupełnie mi to wypadło z głowy...rozumiem ,że mam go nie odwoływać i odbędzie się normalnie?- On na te słowa spuścił głowę ,a w głowie miał tylko jedno.. Madzię. Ale musiał zgodzić się na ślub z Anną,zawsze marzył o dziecku,nie może przez swoją miłość do Madzi pozbawić swojego dziecka ojca ..
-Nie,nie odwołuj.Potwierdź gościom datę i miejsce,ślub się odbędzie -wtedy Anna rzuciła mu się na szyję,ucałowała i pobiegła po telefon aby zadzwonić do zaproszonych gości weselnych

[ tydzień później ]

Właśnie szykowałam się do pracy ,gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk,to listonosz wkładał przesyłkę do skrzynki,poszłam więc ją wyjąć.Koperta była koloru pudrowego,pięknie zaadresowana,weszłam do środka i otworzyłam ją.Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! To było zaproszenie na ślub Anki i Roberta, nogi ugięły się pode mnę ,nie myślałam racjonalnie ,to był cios poniżej pasa.Jak on może brać z nią ślub? jak? Ja się już dla niego nie liczę, na dobre skreślił mnie ze swojego życia?
To było dla mnie jak epizot kończący pewną epokę,wtedy zrozumiałam już na dobre,że muszę być silna i w końcu stanowczo i konsekwentnie zakończyć rozdział pod tytułem "Robertoholizm" i wziąźć się w garść.
Widocznie nie jesteśmy sobie pisani,każdy znak na niebie i na ziemi pokazuje mi ,że nie tędy droga,czas zawrócić on nie może być mój ,to definitywny koniec.Postanowiłam przyjąć propozycję Yasha Chopry,wyjadę do Indii i zagram w jego filmie,może tam odnajdę swoje szczęście.Ale zanim to zrobię,muszę coś jeszcze zrobić,muszę pojawić się na tym weselu chodźby nie wiem co, zobaczyć go po raz ostatni ,pożegnać się na dobre i życzyć im szczęścia.Na pewno będą szczęśliwi ,Anka na pewno też zmądrzeje gdy zostanie mamą i wszystko dobrze się ułoży ,wszystko ...


wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 30

W końcu poczułam,że jestem szczęśliwa! Po kąpieli zwinęłam się szybko ręcznikiem , pobiegłam do salonu i włączyłam swoją ulubioną piosenkę ,zaczęłam tańczyć,śpiewać i skakać.Już bardzo dawno nie czułam się taka wolna od kłopotów ,z twarzy nie schodził mi uśmiech.Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi,podbiegłam do nich w podskokach ,otworzyłam to był Marcin
-Witaaaaaj -rzuciłam się mu na szyję 
-Wreszcie się widzimy. A ty co masz taki dobry humor ?- wypytywał zaciekawiony 
-Wchodź -kiwnęłam ręką i zaprosiłam go do siebie.Standardowo udaliśmy się do naszego ulubionego miejsca do rozmów ,czyli podłogi przy kanapie .Usiedliśmy przy sobie i spojrzeliśmy się na siebie wymownie
-Wiem,że dużo się działo,opowiadaj ...Wtedy zaczęłam opowiadać mu wszystko od początku ,wyjaśniłam swój powód do szczęścia i zapytałam co u niego.Rozmawialiśmy jak zwykle długo.
-A jesteś pewna ,że tym razem z Robertem będzie wszystko okej?
-Jestem pewna,czuję to w kościach-zaśmiałam się wesoło
-Mam złe przeczucia...
-Jak zwykle przesadzasz i obstawiasz najgorszy scenariusz 
-Bo jestem optymistą,twardo stąpam po ziemi, jestem do ciebie  starszy i przeżyłem dużo więcej 
-Tak,tak,tak ..jak zwykle to samo.Wiek to tylko liczba ..
-I doświadczenia ,na prawdę wiem co mówię zastanów się dwa razy 
-Marcin,proszę Cię
-Dobra,wiem to twoje życie,ale czasem powinnaś posłuchać się rad staruszka -zaśmiał się.Moralizatorskie gadki Marcina trochę mnie denerwowały,ale wiedziałam,że on chce dla mnie jak najlepiej, a z tym wiekiem to przesadza,między nami jest 8 lat różnicy,a rozumiemy się jak rówieśnicy .
Wieczór upłynął pod znakiem rozmów i zwierzeń.Kolejnego dnia wstałam rano ,wyszykowałam się i postanowiłam w końcu pojawić się w pracy.Po 20 min jazdy i stania w korkach byłam w siedzibie PZPN-u.
Gdy wjechałam windą na moje piętro a drzwi się otworzyły od razu zauważyłam zmiany , nowe roślinki w "kąciku czekalnym", nowiuśki szyld i nasza piękna receocjonistka ,hmm nadzwyczajnie piękna i grubsza ! O nie ,zauważyłam wyraźnie zaznaczony brzuszek, czyżby była w ciąży ?
-Madzia? Nie wierzę, maleństwo nasze..cześć !-zaczęła krzyczeć gdy tylko mnie ujrzała
-Witaj .Co ja tu widzę ?-uśmiechnęłam się i ruchem ręki wskazałam na jej brzuch
-Tak,tak...w końcu udało mi się zajść w ciąże ,jestem taka szczęśliwa
-Gratuluję ,na prawdę,gratuluję .-wzruszyłam się na widok jej szczęścia ,była taka słodka .
-Kogo moje oczy widzą?- usłyszałam w oddali kobiecy głos,to Marcela .
-Marcela ,cześć -nie wierzyłam własnym oczom, nie dość,że ta dość wyróżniająca się zazwyczaj osoba miała schludnie upięte włosy to na dodatek nie miała dekoldu i jej spódnica była za kolana !
-Co ci się stało? To tylko tak na moje przywitanie ?-zapytałam zdziwiona .
-Nie,to jest mój standard ,konieczność ,nowy styl i image .Jak się podoba?-obróciła się w okół własnej osi
-Jestem pod wrażeniem,serio ,nie poznałam cię .A czemu zawdzięczasz taką zmianę?
-No bo wiesz, yy,no jakby ci to powiedzieć, mój mąż jest bardzo zazdrosny i ... 
-Mąż ?-oniemiałam ,osłupiałam i wbiło mnie w ziemię 
-No tak, dwa tygodnie temu wzięłam ślub z poznanym na Majorce inwestorem z Ameryki 
-Uszczypnij mnie bo chyba śnię. - nie wierzyłam własnym uszom.Marcela i mąż ,ustatkowanie, obrączka a wkrótce rodzina, dzieci ,dom ,gotowanie ,sprzątanie? Próbowałam to sobie wyobrazić ,ale nie potrafiłam .Jedyne co mi przyszło na myśl to to,że pewnie wyszła dla niego dla pieniędzy,ale nie zmieniłaby się wtedy aż tak .No cóż,zostawiłam to na późniejsze rozmyślania.Stęskniłam sie za swoim gabinetem , więc postanowiłam go uraczyć swoją obecnością,jak zwykle był piękny .:)
Ten dzień w pracy zaliczyłam do tych z kategorii "nic nie robienia tylko plotkowania z tak dawno nie widzianymi osobami" .Ale od jutra obiecałam sobie ,że biorę się ostro do pracy , w końcu niebawem mecz reprezentacji,trzeba go zareklamować,rozpowszechnić i zachęcić kibiców do przybycia, w końcu to moja praca ,którą kocham i nie zamieniłabym na żadną inną.
 Kolejnego dnia ,tak jak obiecałam wzięłam się do roboty.Po pracy zadzwoniła do mnie Julka ,która wyraziła chęć spotkanie się w kawiarni, tak włanśnie zrobiliśmy.Gdy weszłam do środka przy środkowym stoliku siedzieli już Julia i Dawid.
-Hejo piękna -przywitał mnie Dawid
-Ej, dasz mi kiedyś spokój z tym przydomkiem ?
-Nie-nie skomentowałam tylko usiadłam i ucałowałam Julkę.
-OOOOPOWIADAJ ! Jesteś w końcu z Robertem czy tym przystojniakiem Mario ? Bo w gazetach piszą różnie ..
-Czytasz te stęki bzdur ?
-Bo to ciekawie tak poczytać o swojej przyjaciółce ,jejciu uwielbiam te zdjęcie jak wychodziliście z Mario chyba z hotelu ,prześliczne .Wywołałam je sobie
-Masz fioła Julka, z kim ja się przyjaźnię ?-stwierdził sflustrowany Dawid
-Dokładnie,święte słowa.Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie..
-Magda !
-No okej,jestem z Robertem - uśmiechnęłam się kącikiem ust
-Jejciu,kochana ale ci zazdroszczę.Ale skoro jesteś z nim to co z Mario ?
-Nie mam pojęcia ..-spuściłam głowę
-Ej no,dziewucho
-Madzia, o co tu chodzi ?-zapytał Dawid
- To skomplikowane.Oszczędźcie mi tej rozmowy ,błagam.Opowiadajcie lepiej co tam u Was...