Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 37

Byłam szczęśliwa,naprawdę byłam mega szczęśliwa.Miałam wspaniałego męża,ogromny luksusowy dom i dużego psa .Każdy kolejny dzień niósł za sobą coś nowego,nieoczekiwanego.Chciałam,by to trwalo wieznie.Niestety -chcieć to nie wszystko.
Była niedziela,siedziałam w salonie czytając kolejną książkę Catherine McKenzie.W pewnym momecie z góry ,po schodach zbiegł Bradley w swoim szarym dresie i sportowych butach.Podszedł do mnie i ucałował w czubek głowy ,po czym rozciągają się w przezabawny dla mnie sposób,oznajmił ,że idzie pobiegać
-Dobrze kochanie,ale wróć niedługo
-A może byś pobiegła ze mną?
-Nie,nie mam dziś ochoty na bieganie,przeczytam książkę i zrobię nam coś smacznego do jedzenia
-No dobrze,jak wolisz..kocham Cię
-Ja Ciebie też.Uważaj na siebie-powiedziałam po czym wróciłam do lektury.Nie wiedząc, że to ostatnie słowa z moich ust,które będą mu dane usłyszeć.Mijały godziny a Bradleya wciąż nie było .Przygotowując obiad ,rozmyślałam gdzie może być.W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi,odłożyłam w pośpiechu swój fartuszek i otworzyłam ,na wprost mnie stali dwaj funkcjonariusze policji
-Pani Magdalena ?
-Tak,w czym mogę pomóc? Sąsiedzi już tak intensywnie nie imprezują.Ale to miłe,że kontrolujecie okolicę.-wtedy mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco i odparli:
-Niestety Pani Magdaleno,nie chodzi o to.Musimy porozmawiać,możemy wejść?
-Tak proszę-udaliśmy się do salonu
-Proszę usiąść-powiedział tak stanowczo,że nie śmiałam odmówić
-Pani chłopak...-wziął głęboki wdech-Pani chłopak nie żyje- te słowa odczułam na sobie tak,jakby ktoś założył mi metalowy gar na głowę i walił w niego młotkiem
-Słucham?
-Miał wypadek,był w stroju sportowym, więc podejrzewamy,że biegał..niestety wybiegł na ulicę gdzie potrąciła go furgonetka przewożąca kwiaty,przykro nam.-Siedziałam na kanapie bez ruchu,tracąc -sekunda po sekundzie, sens życia.Z tą jedną chwilą świat się dla mnie zawalił...

Dni do pogrzebu mijały błyskawicznie.Przez ten cały czas wyobrażałam sobie swoje dalsze życie.Jak będzie wyglądało? Jak będę żyć,bez naszych wspólnych ,uskrzydlających rozmów,wypadów za miasto?To było nie do zniesienia, zamknęłam się w sobie jak hermetyczne opakowanie,nie dopuszczając żadnych słów pocieszenia.W dniu pogrzebu wypłakałam chyba wszystkie łzy,nie miałam sił na nic.Od Jego śmierci nie potrafiłam zająć się sama sobą,co sprawiło,że podjęłam decyzje ,by opuścić nasz dom i  wyjechać, jak najdalej.Najlepszym rozwiązaniem była oczywiście Polska,mój kraj.I tak właśnie zrobiłam,zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałam do kraju, do domu rodziców ,którzy byli wstrząśnięci całą tą sytuacją,jednak pocieszali mnie jak mogli,chodź i tak od tej feralnej niedzieli nie uśmiechnęłam sie ani razu
-Córeczko,co teraz,co chcesz zrobić?
-Mamo,nie pytaj mnie o to,na razie pozwól ,że u Was odpocznę
-Ale kochanie możesz zostać tu ile tylko zapragniesz-pogłaskała mnie po głowie,jak wtedy gdy byłam małą dziewczynką i tak się właśnie poczułam
-Chcę jutro pojechać do Warszawy
-Po co?To nie za wcześnie?
-Chcę zobaczyć się z Marcinem ,porozmawiać z nim,pokazać mu małą
-No dobrze

Nazajutrz pojechałam do Marcina.Otworzył mi drzwi z wielkim uśmiechem na twarzy
-Madzia!-przytulił mnie mocno,weszliśmy do środka.Rozmawialiśmy bardzo długo ,jak za dawnych lat.Jednego czego nam brakowało,by było jak kiedyś, było wino .Postanowiłam więc sama,osobiście pójść do sklepu,korzystając z chwili,by ponownie móc delektować się urokami Warszawy,za którą tak bardzo tęskniłam.
Było ponuro,ciemno ,jednak specjalnie wybrałam najdalszą galerię ,aby móc powdychać te powietrze,poprzyglądać się ludziom,poobcować z miastem,z którym wiąże się tyle wspomnień...
 Kocham te dni, te dni tuż przed świętami.Zawsze lubiłam wtedy iść wolno, gdy wszyscy w okół się gdzieś śpieszyli .Mogłam wtedy się im przyjrzeć ,popatrzeć z boku jak ważny jest to czas.
Po jednej stronie ulicy idzie kobieta ,ręce wydłużyły jej się chyba do kolan od dźwigania toreb z ostatnimi zakupami.Obok niej mężczyzna ,wysoki,dość przystojny chodź w podeszłym wieku niesie ogromny karton ,z daleka udało mi się dostrzec ,że to wielka składana lokomotywa z torami,pewnie dla syna.Uwielbiałam ten unoszący się w powietrzu zapach pieczonych makowców wypuszczany przez drzwi piekarni ,błysk lampek świątecznych w witrynach okien,odbijający się przez okna domów blask stojących choinek.Nawet nie zauważyłam ,gdy dotarłam pod galerię handlową.Weszłam do środka,wszędzie w okół świąteczne ozdoby,zaśmiałam się sama do siebie i udałam do sklepu z winami.Miałam na sobie czarny ,elegancki płaszcz,ciepły szal,oraz buty na obcasie tego samego koloru,miałam żałobę,więc czarny nie odstępował mnie na krok.
Podeszłam do półki z ekskluzywnymi winami,wzięłam jedno do ręki i zaczęłam czytać etykietę.Wtedy coś mnie tknęło, coś ..jakaś niezwykła siła,spojrzałam kątem oka w prawą stronę,gdzie obok skrzyni z winami stał ,tak,tak... stał ROBERT! Moje serce zabiło mocniej,jejciu jak on niezwykle mądrze patrzył na te wina-jej,co mi się dzieje? Nie mogłam opanować swoich myśli, lecz wiedziałam jedno,tego bylam pewna-jeszcze bardziej wyprzystojniał.Miał na sobie brązowy płaszcz,śliczną modną w tym sezonie czapkę oraz masywne ,ciemne buty.Wyglądał jak model z okładki Vogue.
Przyglądałam mu się przez krótką chwilę.Nie chciałam ,aby mnie zauważył,wzięłam więc pierwsze lepsze słodkie wino i podeszłam do kasy,w pośpiechu zaczęłam szukać portfela w torebce, no tak.. zapomniałam go!
-Coś nie tak?-zapytała mnie wysoka,czerwono-usta ekspedientka
-Yyy,nie ... yy.. to znaczy tak.Nie mam portfela,odłożę wino,przepraszam-wzięłam je z blatu i odwróciłam się ze spuszczoną głową, aby Robert mnie nie zauważył.Jednak los chciał inaczej.Po odłożeniu trunku na półkę, wpadłam prosto w Jego ramiona.Uniosłam niepewnie wzrok i spojrzałam w Jego pociemniałe źrenice.- Magda nie zemdlej,nie zemdlej..nie tak,jak tego pierwszego razu-powtarzałam w głowie ,niczym mantrę.

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 36

 Jejciu.To naprawdę on! Szczerze mówiąc wolałabym nie wiedzieć kim jest,lecz od chwili gdy dane mi było dowiedzieć się kim jest ,nasza rozmowa przeszła na inny poziom,wolałam go jako nieznajomego mężczyznę z którym tak świetnie mi się gadało.
 Mimo wszystko czas leciał jak szalony,nawet się nie zorientowałam kiedy minęło nam pół nocy
-Czas na mnie,powinnam się zbierać.
-Chcesz iść do tej Mayki o tej porze?
-A czemu nie?
-Nie sądzisz,że to troszkę za późno,obudzisz ją to będzie nie grzeczne,pojedziemy do fajnego hotelu ,przynajmniej się wyśpisz a jutro się z nią spotkasz
-Może masz rację ..
-No pewnie ,że mam- zapłacił rachunek po czym udaliśmy się do luksusowego hotelu,gdy spojrzałam na cennik włosy stały mi dęba.Jak można tyle zapłacić za noc?
-Bradley,muszę cię przeprosić ale wybrałeś jak dla mnie zbyt drogi hotel,nie stać mnie na zapłacenie tyle za noc,udam się jednak do jakiegoś innego hotelu-już podosiłam gu górze swoje walizki,gdy Bradley ścisnął mi delikatnie rękę
-Posłuchaj mnie... ja ci to zaproponowałem,więc ja płacę.To najbardziej luksusowy hotel w Indiach,pozwól mi za siebie zapłacić,wszystkie inne hotele w okolicy to .. ech nawet nie można ich nazwać hotelami -to hostele ze szczurami i złodziejami,nie raz zdarzało się ,że zabijano tam gości dla ich kasy,więc wybieraj
-Ale dopiero co się poznaliśmy a ty już mi bezinteresownie chcesz postawić noc w hotelu ,tak drogą noc ?
-Czy ty już przez tego całego Roberta w zupełności straciłaś wiarę w człowieka?
-Bradley,prosiłam cie nie wymawiaj przy mnie nawet tego imienia
-Przepraszam,zapomniałem że jesteś na odwyku od Robertozakochanni-zaśmiałam się słysząc jego słowa i widząc przy tym robioną przez niego minę
-No dobrze
-I tak ma być-pogładził mnie po policzku po czym udał się do recepcji.
Udaliśmy się do swoich pokoi,mój był przepiękny.Wszystkie zdobienia były wykonane z niezwykłą precyzją i starannością,klimat zachowany był w stylu retro.Wykąpałam się,zawinęłam turban zrobiony z ręcznika na głowie i zarzuciłam na siebie mój różowy pluszowy szlafrok,wtedy usłyszałam pukanie do drzwi,otworzyłam.To był Bradley,oparł się w-jak dla mnie kuszący sposób o futrynę i gdy mnie zobaczył wyciągnął z za pleców butelkę szampana
-Mmm szampan? A mamy jakieś powody do picia?-zapytałam 
-Oczywiście,samo to,że Cię ujrzałem to dla mnie powód do świętowania i picia przy tym tego pysznego szampana-zaśmiałam się ,a moje policzki pokrył delikatny rumieniec.Wpuściłam go do środka, piliśmy i rozmawialiśmy tak do rana .Powiedzieliśmy sobie na wzajem chyba wszystko,przynajmniej ja .I w końcu dowiedziałam się co robił samolotem w Polsce,oczywiscie był to samolot ,który był w Warszawie przelotem-a już myślałam,że był na wycieczce krajoznawczej ;)

Polska-szpital

Robert po rutynowych badaniach został wypisany ze szpitala,założył na nos czarne okulary i wyszedł tylnymi drzwiami,aby uniknąć wścipskich fotoreporterów.Wsiadł do swojego Audi Q7 i pojechał prosto do swojego rodzinnego domu,do ukochanej mamy,która zawsze pomagała mu w najcięższych momentach życia


Indie-Bombaj,dom Myki

-I co teraz zamierzasz ze sobą zrobić?- Myka zapytała Magdę popijając herbatę ceylon
-Na razie chcę razem z Bradleyem trochę pozwiedzać i udać się z nim na plan Jego filmu,który kręci w Bangladeszu 
-Bradley,Bradley i Bradley..cały czas o nim mówisz, chyba naprawdę Ci zaimponował w dodatku masz te swoje maślane oczyska ,takie same jak wtedy, gdy z taką wielką miłością mówiłaś o Robercie
-Oj daj spokój- ona mnie zna na wylot,ponownie pokryłam się rumieńcem,próbowałam go ukryć podpierając się dłońmi
-Pamiętaj,znasz go tylko jeden dzień,jestes pewna ,że chcesz z nim jechać do tego Bangladeszu?
-Oczywiście,że tak..ufam mu
-Nie wydaje ci się,że jesteś naiwna.Takie historie zdarzają się tylko w filmach
-A nie zauważyłaś,że moje całe życie jest jak scenariusz jakiegoś filmu?
-Tego nie da się nie zauważyć 

 Jak powiedziała tak zrobiła.Udała się wraz z ledwo poznanym mężczyzną do Bangladeszu,gdzie codziennie towarzyszyła mu podczas zdjęć do filmu.Powoli zapominała o Robercie,a z dnia na dzień Bradley zajmował w jej sercu ważniejsze miejsce.Codziennie czymś ją zaskakiwał,pokazywał nową twarz,była tym zafascynowana żaden mężczyzna jeszcze o nią tak nie dbał.Miłość była w tym wypadku nie unikniona,zakochali się w sobie do szaleństwa.Swój "pierwszy wspólny raz" -przeżyli we wspaniałej ,bajeczne wręcz scenerii.Bradley wszystko starannie przygotował,zabrał ją do najpiękniejszego ogrodu botanicznego jaki znał,tak ustawił drogę ze świeczek z płatkami jej ukochanych róż prowadzącą do miejsca pomiędzy tulipanami gdzie to zrobili.
-Kocham Cię wariacie-powiedziałam gładząc mojego ukochanego po gołym torsie,leżąc obok niego
-Już teraz nie mam nic do ukrycia,znasz mnie całego,wiesz o mnie wszystko... chce ci powiedzieć,że nigdy nie wierzyłem w przypadki, a teraz właśnie przypadek kieruje moim życiem,bo my jesteśmy jednym wielkim przypadkiem,gdyby nie te dziecko w samolocie nigdy bym cię nie poznał
-Gdy będziemy starszy odnajdziemy go i podziękujemy z całego serca
-Świetny pomysł,własnie tak zrobimy

 Mijały dni,tygodnie, w końcu nawet miesiące.Mogli ze sobą rozmawiać na każdy temat .Ona kochała w nim wszystko, on w niej wszystko i jeszcze więcej.Byli dla siebie nawzajem motorem napędowym.Po zakończeniu zdjęć do filmu Bradleya udali się do Nowego Yorku,gdzie mężczyzna posiadał piękny ,duży dom.Wprowadzili się tam.Robert natomiast zmienił klub,załamał się wiadomością o związku Magdy z Bradleyem i nawet jego ukochana piłka nożna nie pozwalała mu zapomnieć.Z czasem rany zaczęły się goić,ale wciąż to nowe wzmianki w gazetach o nowej parze w amerykańskim show biznesie ponownie rozdzierały mu serce na strzępy.Po przeczytaniu kolejnego nie wytrzymał,wyjechał na wakacje ,gdzie wdał się w przelotny romans,lecz nawet w ramionach pięknej latynoski nie znalazł takiego ukojenia jak w ramionach jego Madzi.

Nowy York,

-Kochanie,świetnie to wygląda,w przyszłości nasze dzieci będą tu szczęśliwe - powiedziała Madzia stojąc i przygladając się dziełu znanego dekoratora wnętrz,który przygotował ogromny pokój na poddaszu
-Na pewno,wygląda świetnie.Trochę tu różowo,ale da się znieść
-Bradley! Róż to piękny kolor
-Tak,tak kochanie








I jak ? Co sądzicie o tym przebiegu zdarzeń?
Spokojnie, losy Madzi wcale nie są takie pewnie jak się to zdaje  :)



wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 35

Już od dwóch godzin siedziałam w samolocie z podpartą brodą wpatrując się w kłębiaste chmury za oknem.Wciąż rozmyślałam i podsumowywałam swój ostatni rok. Poznałam najwspanialszego mężczyznę na świecie,który nigdy nie będzie mój, przeżyłam wiele ale mimo wszystko nie potrafiłam wymazać go z pamięci.Teraz przyszedł na to czas, bo przecież gdyby coś do mnie czuł przyszedłby na lotnisko, a tu nic...
Liczyłam na to tak bardzo,że gdy się to nie wydarzyło uznałam,że jestem taka naiwna.Nagle poczułam ,że ktoś siada obok mnie , zanim się odwróciłam poczułam delikatny zapach męskich perfum,odwróciłam gwałtownie głowę i ujrzałam mężczyznę.Miał opaloną skórę,delikatny zarost,dłuższe włosy i gdy spojrzał w moją stronę ujrzałam Jego obłędne niebieskie oczy.Zaczął mówić do mnie po angielsku :
-Nie zapytałem się nawet czy mogę usiąść, wolne?-uśmiechnął się delikatnie
-Oczywiście
-Byłem zmuszony do przesiadki ,siedzący obok mnie chłopiec ..zwrócił swoje śniadanie-zapiął swój pas bezpieczeństwa.Przyglądałam mu się z uwagą, znałam tą twarz,na pewno znałam,ale w tej chwili nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd mogę kojarzyć te rysy twarzy
-Biedne dziecko.Pamiętam,że dla mnie loty samolotem kiedyś też kończyły się w taki sposób
-A ja za to czas w samolocie zawsze spędzałem na przyglądaniu się tym wspaniałym widokom za oknem i nie miałem nawet czasu na złe poczucie się-zaśmiał się pokazując przy tym swoje równe śnieżnobiałe zęby
-To prawda,są piękne-odwróciłam swoją głowę do pozycji z przed przyjścia mężczyzny,ale nie posiedziałam tak długo, ponieważ znów zaczął mówić. Gdyby byłby to inny dzień na pewno byłabym zachwycona rozmową z tym mężczyzną z hollywoodzkim uśmiechem,ale wydarzenia dzisiejszego dnia przytłoczyły mnie na tyle,że jego gadatliwość zaczęła mnie męczyć
-Zapomniałem o najważniejszym, ech..jestem dziś taki zapominalski,w sumie nie dziwię sie sobie,przy tak piękniej kobiecie nikt nie zdołałby się skupić. Jestem Bradley -wyciągnął dłoń w moją stronę. Bradley? skąd ja kojarzyłam te imię?
-Magdalena -uśmiechnęłam się podając mu dłoń
-Magdalen?-powiedział nieudolnie, moje imię wypowiadane z angielskim akcentem troszkę mnie rozbawiło
-Magdalena-poprawiłam go śmiając się dyskretnie
-Ach , Ma-gda-le-na-
-Dokładnie tak-obydwoje zaśmialiśmy się wesoło
-Do Indii na wycieczkę?-zapytał
-Nie zupełnie, właściwie to sama nie wiem po co, może po nowe życie?
-Nowe życie? A co ze starym? Zostawiasz je za sobą ?
-Chciałabym ...
-Przeszłość zawsze jest obecna ,nawet w najwspanialszej przyszłości 
-Chciałabym aby tak nie było,wolałabym zapomnieć -jej , czas aby zahamować. Dopiero teraz zaczęłam się orientować ,że chyba mowię zbyt dużo nieznajomej osobie
-Myślisz ,że taka ucieczka ci w tym pomoże?-czarował, tak bardzo mnie czarował. Mimo,że znałam go dopiero od jakiś 10 minut byłam olśniona jego sposobem bycia
-Mam taką nadzieję
-Możesz chwilowo zamazać to co było,ale szczególnie podczas samotnych wieczorów przychodzi taki czas,że przed snem wspomnienia wracają,nie uciekniesz przed tym
-Może to pretekst do tego aby nie spędzać tych wieczorów samotnie?- byłam pod wrażeniem swojej otwartości co do Niego
-Sugerujesz coś?-podniósł prawą brew delikatnie ku górze
-Może...-och..nie miałabym nic przeciwko gdybym mogła spędzć z nim chodź jeden wieczór .MAGDA STOP! O czym ty myslisz? ale już to powiedziałam, raz kozie śmierć,gram dalej
-Nie pozostaje mi w takim razie nic innego niż czekać na Twoje zaproszenie i propozycje
-Może gdy wylądujemy udamy sie na jakąś kolację?Pogadamy o życiu, dawno z nikim tak dobrze mi się nie gadało
-Niezobowiązujące wyżalenie się ?Dobrze myślę?
-Nie chce Pana urazić ..
-Spokojnie, mogę być Twoim ramieniem do wyżalenia się.Wiem,że rozmowa z nieznajomą osobą pomaga
-Dziękuje
-Proszę bardzo

 Przez ciągnące się godziny lotu wciąż rozmawialiśmy, nie było wątpliwości-znaleźliśmy wspólny język i zupełnie zapomniałam o całym świecie wokół mnie, on był moim centrum, wdychając Jego zapach czułam coś ,czego dawno nie czułam.Gdy wysiedliśmy i odebraliśmy swoje bagaże udaliśmy się do najbliższej ,może nie ekskluzywnej ale bardzo przytulnej indyjskiej restauracji.Zamówiliśmy tradycyjne dania i pogrążyliśmy się w rozmowie.Opowiadałam mu o wszystkim.Robercie,reprezentacji o tym jak zaczęłam prace w PZPN-ie.
-Ech..co mogę powiedzieć?Ciekawy masz życiorys-stwierdził sącząc napój z mango
-To prawda 
-Nie pomyślałaś,że Robert nie przybył na lotnisko bo mogło go coś zatrzymać?-aż parsknęłam śmiechem
-Proszę Cię, nie próbuj usprawiedliwiać przedstawiciela swojej płci
-Ale ja nikogo nie usprawiedliwiam,po prostu nie oceniam z góry i próbuję rozpatrywać wszystkie możliwości
 -Nie wiem,chce o tym nie myśleć. Wciąż mówimy o mnie, a Ty ? Skąd jesteś? Czym się zajmujesz?-wtedy Bradley uśmiechnął się tajemniczo,napił się łyka napoju i przysunął się troszę w moją stronę
-Widzisz tą kobietę siedzącą przy barze?
-Tak, wciąż się patrzy w naszą stronę,chyba wpadłeś jej w oko
-A zauważyłaś,że robi nam po kryjomu zdjęcia?
-Słucham?Jakie zdjęcia?-oburzyłam się
-Jestem skromny więc sama odpowiedz sobie na to pytanie-ale jak mogłam to zrobić?-pomyślałam
-Naprowadź mnie 
-Komu robi się zdjęcia z ukrycia?
-Nie wiem, gwiazdom,komuś znanemu ?
-Właśnie-spojrzał na mnie pewnie, a ja zrozumiałam...
-Jesteś gwiazdą??-zapytałam z niedowierzaniem
-Dokładnie.Pozwól,że się przedstawię- Bradley Cooper-amerykański aktor -No tak, to stąd znałam tą twarz, wiedziałam,moja intuicja nigdy mnie nie myli !


Tymczasem Polska 
W szpitalu 
Rozmowa Roberta z Wojtkiem siedzącym obok łóżka Lewandowskiego
-Nawaliłem,nawaliłem po całej linii
-Daj spokój ,najważniejsze,że nic ci nie jest
-Ale Madzia..
-Madzia da sobie radę,na razie myśl o sobie a potem o niej
-Czemu życie wciąż tworzy na naszej drodze zakręty?
-Może nie jesteście sobie pisani?
-Wojtek!
-Przepraszam,ale pomyśl o tym,może to wszystko to nic innego jak znaki...






 -Bradley






Po długiej przerwie kolejny rozdział !:D
Co sądzicie o nowym bohaterze? Myślicie ,że namiesza w moim opowiadaniu ?


Pozdrowionka :*