Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie milcząc.Zmienił się.Na twarzy coraz widoczniejsze ślady minionych lat,ale oczy...oczy wciąż te same,chodź w innej,delikatnie pomarszczonej oprawie.
Robert:
Gdy ją ujrzałem, początkowo wydawało mi się,że śnię na jawie.A jeszcze przed chwilą wszystko wydawało się realne.Jednak teraz, gdy ją widzę, wszystko w okół zdaje wrażenie zaczarowanego,wręcz nierealnego.
W tym własnie momencie obiecałem sobie w duchu ,że zrobię wszystko,aby znów mi się nie wymknęła,abym ponownie na tak długi czas nie stracił jej ze swojego życia.To zbyt mocno bolało.A ja chciałem od życia tylko jednego-mieć ją na co dzień,przyglądać się jej kobiecym gestom,widzieć jak w ten swój specyficzny sposób odgarnia kosmyki włosów z twarzy,jak wstaje rano nie umalowana,chodź pełna świeżości i wdzięku i jak chce wszystko i wszystkich ratować, nie zważając przy tym na siebie.
A teraz stałem i wpatrywałem się w nią, taką inną,odmienioną z lekkim grymasem bólu na twarzy.Ale nie był on widoczny tylko na niej.Że cierpi świadczył też kolor jej odzienia-czarny.Zwykle ubrana świeżo,na kolorowo ,teraz przemieniona w czarną damę.Lecz nawet mimo tego była piękna,delikatnie umalowana,podkreślone oczy,policzki ,rozpuszczone ,długie włosy.Gdy stałem z nią tak twarzą w twarz ,w głowie miałem totalną pustkę,a ile to ja razy myslałem co bym jej powiedział,tyle tego było, a teraz? teraz nic, czarna dziura.
-Witaj-wydukałem spoglądając w jej świetlistą twarz
-Cześć,Robert -odparła nie zwlekając
-Słodkie wino na gorzkie dni,jak to zwykle powiadałaś?-spojrzałem wymownie na butelkę którą trzymała w dłoniach..Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie tych słów.
-Dokładnie.Chodź wolałabym nie musieć go pić-spuściła delikatnie głowę
-W takim razie odstaw je ,zapraszam na kawę z bitą śmietaną i syropem malinowym,taka jaką lubisz,to znaczy lubiłaś...
-Właśnie,lubiłam.Teraz wszystko się zmieniło.Nawet to.-odparła stanowczo.Zazwyczaj była krucha i delikatna,lecz gdy przybierała taki ton, od razu czuło się, że coś jest nie tak.
-Tylko nie mów,że polubiłaś pić czarnego szatana
-Aż tak daleko nie zabrnęłam.Ale małą ,czarną z mlekiem jestem już w stanie przełknąć.-pamiętam,jak nienawidziła kawy.A jedyną,jaką tolerowała,była ta z minimalną ilością rozpuszczalnej kawy ,mnóstwem bitej śmietany i słodkiego,owocowego syropu.Zawsze ganiła chłopaków z reprezentacji,że piją tak wiele,mocnych kaw.Ona siły do życia nie pobierała z kofeiny, a ze śpiewu ptaków,lekkiego zefirku, uśmiechu człowieka,któremu w jakiś sposób pomogła.
-Zresztą...późno już,powinnam wracać,a nie stać na środku sklepu,który za chwilę będzie zamykany,by prowadzić do niczego nie prowadzącą konwersację na temat moich upodobań co do wszelakich trunków.Miło było Cię znów zobaczyć,tymczasem, żegnaj.
Odparłam stanowczym tonem,który wznieciłam w sobie ,sama nie wiem jakim cudem.Bo szczerze mówiąc,to kompletnie nie to chciałam mu w tej chwili powiedzieć, nie to uczynić, jednak z drugiej strony pamiętałam...o tym dniu,dniu mojego wyjazdu,kiedy to nie przyjechał na lotnisko, nie zatrzymał mnie.W końcu gdyby mu zależało z całą pewnością by się tam pojawił.W tej chwili walczyły ze sobą moje dwa wewnętrzne demony, jeden podpowiadał ,bym wtuliła się w jego ramiona i została tam na całe wieku.Drugi zaś przypominał o tym,co stało się ponad dwa lata temu.I to on właśnie wygrał.Wtedy własnie pewnym siebie krokiem,zaczęłam podążać w stronę wyjścia.
-Nigdy nie mów żegnaj.To odbiera nadzieję na ponowne spotkanie...
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.Były takie znajome.Ustałam jak wryta w drzwiach wejściowych.Bębniły mi w uszach jak szalone,a przed oczami ukazał się obraz...obraz sali, w dzień sylwestra,kiedy to Robert żegnał się ze mną tuż po północy.
Lecz tym razem nie odpowiedziałam.Nie tak, jak tamtej magicznej nocy,która już na zawsze odmieniła moje życie.Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam się kierować, ku wyjściu z galerii.
23:55
-Kurde,Magda, gdzieś ty była,co? Martwiłem się! Nie odbierałaś! Miałaś iść tylko po wino!!-wykrzykiwał od samych drzwi wejściowych Marcin.-Ty jesteś pijana?No pięknie!Coś mogło ci się stać! dlaczego nie wzięłaś ze sobą telefonu?- tak, zgadza się,byłam pijana.Tuż po feralnym spotkaniu z Robertem postanowiłam opróżnić butelkę taniego wina,kupionego za drobne znalezione w kieszeni płaszcza.
-Marcinku,Marcinku...nie można być całe życie poprawnym.Ja zawsze byłam.I co mi z tego? Wylądowałam,jak wylądowałam!! Uszczęśliwiałam wszystkich w okół,kiedy sama cierpiałam katusze...koniec z tym!-odparłam pijackim akcentem,zdejmując w międzyczasie buty.
-Właśnie dlatego,takich rzeczy sie po tobie nie spodziewałem.I nie wierzę,że z dnia na dzień wstąpiła w ciebie tak radykalna zmiana...po prostu jesteś schlana .Chodź,zaprowadzę cię do łóżka-powiedział,biorąc mnie pod ramię
-Do łóżka? Jakiego łóżka? -bąknęłam pod nosem,chwiejąc się jak boja na wodzie
-Do tego,w którym będziesz dziś spała...-oznajmił,odprowadzając mnie do pokoju gościnnego,gdzie po kilku chwilach zasnęłam,jak niemowle.
Następny dzień, dziewiąta rano.
-Dźwięki telefonu -
-Co do jasnej anielki? -wybąkałam z niezadowoleniem,słysząc dźwięk swojej komórki.Pulsujący ból głowy z ledwością pozwolił mi na wyciągnięcie ręki w stronę stojącej tuż obok maleńkiej szafeczki nocnej,gdzie leżał mój smartfon.Ujęłam go w dłoń, nieśpiesznie odbierając.
-Haaalooo-jęknęłam przeciągle
-Halo? Dzień dobry? Słyszy mnie Pani? Dzwonię z Banku WWK. Czy dodzwoniłem się do Pani Magdaleny ,właścicielki kredytu numer 5583?- zalał mnie potok słów młodego konsultanta.Na dźwięk słowa kredyt, wstałam ,biorąc się lekko w garść.
-Tak,tak...zgadza się.Coś się stało? -zapytałam niepewnie. Kurde, kompletnie wypadło mi z głowy,że nadal ciąży na mnie ponad milionowy kredyt,który zaciągnęłam ,by ratować sytuację reprezentacji. To dlatego,że do tej pory wszystkie raty PZPN spłacał regularnie, mnie to tak jakby nie dotyczyło.
-Owszem ,Proszę Pani.Wpierw jednak pragnę poinformować,że w trosce o bezpieczeństwo naszych klientów ,rozmowa jest...
-Tak,wiem..jest nagrywana.Proszę przejść do rzeczy.Nie mam całego dnia.-rozmowy z przedstawicielami bankowymi są takie flustrujące ,westchnęłam.
-No dobrze.A więc dzwonię w sprawie ostatnich pięciu zaległych wpłat na kwotę 50 tysięcy złotych.Bank nie może dłużej zwlekać i musi podjąć pewne kroki.Jeśli w ciągu dwóch dni, nie otrzymamy przelewu , zaczną rosnąć odsetki,a następnie dojdzie do ingerencji komorniczej na Pańskie konto.Proszę jak najszybciej uregulować płatności.
-Zaraz,ale jak to? Wpłaty nie były dokonywane? Przez niemal pół roku?-niemal krzyknęłam,oburzona
-Owszem,wysyłaliśmy wezwania do wpłaty na podany adres, brak było jednak jakiegokolwiek odzewu- no tak,nie podałam przecież swojego adresu,lecz ten należący do PZPN-u .W końcu to oni mieli wszystko załatwiać.Ale dlaczego nie regulowali rat? Zobowiązali się do tego.Przecież ja mam ich udziały!
-Proszę Pana,obiecuję ,że jeszcze dziś wszystko zostanie zapłacone.Przepraszam bardzo,musiała zajść pomyłka.
-Dobrze,liczymy na to.Do widzenia.-Nie odpowiedziałam,tylko jak najszybciej się rozłączyłam,umyłam ,ubrałam i wsiadłam w auto,nie zamieniając ani słowa z dopytującym się mnie o co chodzi,Marcinem .Musiałam natychmiast pojechać do siedziby PZPN-u, by porozmawiać ze Zbigniewem Bońkiem.
Coś musiało się stać, coś złego...
Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 7 czerwca 2016
Powrót, po latach.
Witajcie,kochani
Nie było mnie tu naprawdę bardzo długo.
Nie mniej jednak moja miłość do pisania przez ten czas ani odrobinkę nie osłabła.A wręcz przeciwnie.Naładowałam akumulatorki i oto jestem!
Dlatego z ogromną radością pragnę Was poinformować, że opowiadanie o Madzi powraca.
Mam nadzieję,że będziecie śledzić dalsze losy bohaterki .
Subskrybuj:
Posty (Atom)